To dziś. Dziś wprowadzamy w życie wielki plan. Ja, Lily,
Kate, Ladislaus i dziwny służący. Tak, on o dziwo wybiera się z nami. I tak,
przez tydzień rozmów nie dowiedziałam się jak ma na imię. Sprytnie omijał ten
temat.
Ta podróż będzie szybsza niż wszystkie pozostałe, ponieważ
jedną ze zdolności Ladislausa jest teleportacja. O ile ktoś będzie czekał po
drugiej stronie i nas ‘ściągnie’, cokolwiek to znaczy.
Atrakcje obejmują: porywającą przemową o wielkim złu jakim
jest Colen, spektakularny wybuch jego ośrodka i fontannę krwi, którą stanie się
Jungkey dzięki Kate. Najwyższa forma rozrywki. Potem następuje ta smutniejsza
część. Wracamy do Rosji, wybieramy
trumny, projektujemy wielki, rodzinny grobowiec, płaczemy, żegnamy się i
zakopujemy. Mello już leży na łożu śmierci. Gdy się żegnaliśmy niemiał siły
wstać z łóżka. Ale to właśnie wtedy przeprowadziliśmy te normalne rozmowy.
Dopiero wtedy jego choroba go opuściła, gdy został sam. Mam nadzieję, że nie
umrze przed naszym powrotem.
-Misa? Czemu płaczesz? – skrzeczący głos przywrócił mnie do
rzeczywistości. I uświadomił, że płaczę.
-Nic mi nie jest – burknęłam i otarłam łzy wierzchem wody.
Nie ma się co załamywać. Jeszcze wszyscy żyją.
No właśnie, jeszcze. Ale za parę dni będę sama. Po raz
pierwszy nie będę miała nikogo.
-Wszyscy wiedzą co mają zrobić? – Ladislaus obrzucił
wszystkim badawczym spojrzeniem.
-Znaleźć Colena.
-Unieszkodliwić ewentualnych strażników.
-Wyeliminować Veronicę.
-Wysadzić budynek.
-A wtedy ja zabiję Colena – dokończyła naszą wyliczankę
Kate.
-Dokładnie – Lad pokiwał głową. – Wylądujemy w tym
pomieszczeniu – pokazał nam po raz setny zdjęcie piwnicy w ośrodku. – Gdzie
czeka na nas mój człowiek. Wszyscy wszystko wiedzą?
-Maglujemy to setny raz… - jęknęła Lily.
-Ostatni, Lil. Ostatni – poprawił ją Ladislaus, jakby jedno
wykluczało drugie.
-Zawsze był taki drobiazgowy? – spytałam głośnym szeptem,
tak by wszyscy usłyszeli.
-No przecież ja cię słyszę! – załamał ręcę.
-No przecież ja o tym wiem! – zawołałam tym samym tonem.
I w wesołej atmosferze opuściliśmy dom. Kraj. Kontynent.
Mello.
Poczułam nieprzyjemny skurcz każdego mięśnia, zakręciło mi
się w głowie i nie czułam już nic prócz rąk Lily i dziwnego służącego,
ściskających moje. Nigdy więcej się na to nie zgo…
Upadłam na twardy beton. Z moich ust wydobył się jęk.
Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jedynie Ladislaus stoi o własnych siłach i patrzy
na nas z rozbawieniem. Miał wieki by to
opanować, my – niekoniecznie.
Nigdzie nie widziałam człowieka, który nas ‘ściągnął’, ale
mniejsza.
-Lily, Kate, wasza kolej – mruknął.
-No przecież wiemy – odpowiedziały szeptem.
Nie widziałam dziewczyn, bo podszedł do mnie dziwny służący,
by pomóc mi wstać, ale gdy już stałam o własnych siłach wydawałoby się, że w
pomieszczeniu jestem tylko ja i oba dziewczyna.
-Powodzenia – powiedział cicho Ladislaus i po chwili
rzeczywiście zostałyśmy same.
Zgodnie z planem, niewidzialni Lad, Kate i dziwny służący
poszli unieszkodliwić ewentualne zagrożenia i upewnić się, że wszystko wybuchnie.
W tym czasie ja mam wyciągnąć Colena przed budynek, a Lily Veronicę. Oczywiście
jako ich bezimienne podopieczne.
Skinęłyśmy sobie głowami i każda ruszyła w swoją stronę.
Nerwowo się rozglądając pokonałam dwa piętra i weszłam do gabinetu Colena. Siedział
tam jak gdyby nigdy nic.
-Mogę w czymś pomóc? – uśmiechnął się dobrotliwie, a we mnie
wszystko aż się skręciło. Zaprowadzę go na spotkanie ze śmiercią.
-Tam… tam… trzeba iść proszę pana – bycie zdezorientowaną i
przerażoną chyba weszło mi w krew, bo nie miałam żadnych problemów by taką
udawać.
-Co się stało? –podszedł do mnie.
-Szybko… ona potrzebuje pomocy…- złapałam go za nadgarstek i
pociągnęłam na korytarz.
-Pójdę z tobą. Ale uspokój się i powiedz co się stało.
Zaczęłam opowiadać z prędkością światła zmyśloną historyjkę,
z której on – wnioskując po jego minie – nie zrozumiał ani słowa.
-Dobrze, chodźmy – przerwał mi.
Pociągnęłam go w
stronę wyjścia z budynku. Już za późno by zmienić cokolwiek. Jak bym nie
chciała… już nic nie da się zmienić.
-Jak się czujesz? – zapytał, gdy byliśmy przy drzwiach.
Nie odpowiedziałam. Byliśmy przed budynkiem. Puściłam jego
nadgarstek i odsunęłam się.
-To gdzie… -zaczął, ale Lad wszedł mu w słowo:
-Tutaj.
I nastąpił koniec. Dosłownie światło zgasło, a ja zostałam sam
na sam z dziwnym służącym.
-Zabolało mnie to, że mnie nie poznałaś – powiedział. –
Dawałem ci tak wyraźne wskazówki. Do tego w swojej nowej postaci umieściłem tak
wiele elementów poprzedniej. Cechy wyglądu, charakteru. Zadowalające jest to,
że chociaż odczuwałaś to podobieństwo.
-Co? O co ci chodzi?
-Szkoda, że nie jesteś prawdziwa. Polubiłem cię – wyciągnął
serwetkę z kieszeni fraka i potarł nią ten dziwaczny wąsik na francuską modłę,
a on… zniknął. – Ale to dowodzi, że nasz
eksperyment się powiódł. – zdjął okulary i wstał.
Nagle światło się zapaliło i zobaczyłam wokół mnie mnóstwo
znajomych twarzy. Ladislausa, Colena, Lily, Kate, Mello… nawet Teresę. Jak to
możliwe?
Spojrzałam ponownie na dziwnego służącego. Stał przede mną jedynie w koszuli
i spodniach, cała reszta gdzieś zniknęła.
-R-robert… - wyszeptałam zszokowana.
Pokiwał głową.
-Ale i tak gratuluję – rozejrzał się po czym zwrócił się do
wszystkich. – Eksperyment zakończony sukcesem! Dziękuję wszystkim za ciężką
pracę. Przedstawimy to – wskazał na mnie. – Na konferencji naukowej w Berlinie.
Po wielu latach stworzyliśmy sztuczną inteligencję zdolną myśleć jak człowiek,
kochać jak człowiek i wyglądać jak człowiek. Obiekt 3452 jest pierwszym
sztucznym człowiekiem!
Wszyscy się cieszyli i śmiali, ale ja wciąż nie rozumiałam.
Jak to sztuczna inteligencja? Jak to sztuczny człowiek? Jestem prawdziwa…
urodziłam się, dorastałam… miałam rodzinę i przyjaciół! Jestem prawdziwa!
-Nie kochanie, nie jesteś – Robert znów skierował na mnie
swoją uwagę. – Ale to, że nie potrafisz w to uwierzyć to kolejny dowód, że nam
się udało. Wszystkie zdarzenia, zarówno te prawdziwe jak i fantastyczne miały
dowieść twoich ludzkich emocji i zachowań.
Z tłumu wyszła Teresa i zawołała donośnym głosem:
-Wyłączyć obiekt 3452!
-Odłączam zasilanie obiektu 3452 – powiedział jakiś
metaliczny głos.
-Tak kochanie – Robert uśmiechnął się do mnie. – Jesteś na
baterie. Do zobaczenia na konferencji w Berlinie.
Widziałam jak rusza ustami, ale nic nie słyszałam. Mój wzrok
się zamazał. Jedyne co miałam w głowie to pytanie:
Czy ja jestem
prawdziwa?
-Misa, pobudka! – mama?
A może mi się to
tylko śni?
BAM! Jest koniec. Trochę się wzruszyłam pisząc ostatni rozdział. Mam nadzieję, że spodobało wam się zakończenie. I ogólnie całe opowiadanie.
Skoro to ostatni rozdział to mam do was prośbę: skomentujcie. Chcę wiedzieć ile osób w rzeczywistości to przeczytało.
Już myślę nad kolejnym, o zupełnie innej tematyce.
A jak tam początek roku? Macie luz, czy już was zawalają toną pracy domowej? U mnie (niestety) to drugie :/
Pozdro ^^
Hmm, jakoś tak nie potrafię racjonalnie myśleć po przeczytaniu tego rozdziału, a w mojej głowie czai się jedno wielkie: "Ja pierdole", ale z rzędu tych, kiedy to ktoś ci coś tłumaczy, a ty kompletnie nic nie rozumiesz, A nasuwa mi się tylko jedno pytanie: WHAT THE FUCK?!
OdpowiedzUsuńOgólnie co do całego opowiadania:W niektórych momentach brzmiało tak, jakbyś nie mogła się do końca zdecydować, co ma się dalej dziać, ale na pewno będę czytała Twojego następnego bloga.
Co do szkoły, to takie pół na pół. Trochę pracy domowej jest, trochę zapowiedzianych sprawdzianów i wgl, ale tak w sumie to lajt.
Pozdrawiam^^
Masz rację, momentami naprawdę nie miałam pojęcia co ma się dziać. Wiem, ze w opowiadaniu są pewne niedociągnięcia i postaram się żeby w następnym ich nie było :-D
UsuńRównież pozdrawiam. Weny ^^