niedziela, 11 października 2015

"Na zawsze razem" Rozdział 1

Gdy byłam młodsza z utęsknieniem czekałam na święta. Cieszyłam się ze zjazdów rodzinnych i zatłoczonego mieszkania. Tym właśnie, dla mnie, był dom. Miejscem zapełnionym bliskimi. Więc gdy okazało się, że w trakcie studiów będę mieszkać z kuzynostwem, w dodatku w Seulu – moim wymarzonym mieście (i całkiem przypadkiem mieście, w którym mieszka mój chłopak), miałam wrażenie, że chwyciłam pana Boga za nogi.
Bez dłuższego zastanawiania się, spakowałam się, pożegnałam z mamą i wyjechałam do Korei Południowej. Jak się okazało, rzeczywistość nie przedstawiała tak różowo.
Ale grunt to myśleć pozytywnie! W końcu żadne z nas do tej pory nie umarło, prawda?
Studiowanie w Korei zaproponował mi ojciec. Kiedy mama wróciła do Polski, wiadome było, że z tego małżeństwa już nic dobrego nie wyniknie. On nie chciał mieszkać w jej ojczyźnie, ona w jego. Za duże różnice kulturowe. Więc tata został w Korei, zrobił karierę i powtórnie się ożenił. Do tej pory widywaliśmy się jedynie w wakacje, studia w Seulu wiele by w tej sprawie zmieniły.
Jedyną osobą, która była negatywnie nastawiona wobec mojego wyjazdu, była mama. Bała się puścić mnie na drugi koniec świata, nawet jeśli tata trzymałby tam nade mną pieczę. Ale kiedyś trzeba się usamodzielnić.
Jeśli można o tym mówić w przypadku, gdy ojciec znajduje ci luksusowy dom, płaci wszystkie rachunki, zatrudnia kucharkę, sprzątaczkę, kamerdynera i kierowcę. Nie wspominając o pieniądzach na życie, które przesyła kilka razy w miesiącu. Tak, po za tym wszystkim odkąd wyjechałam z Polski jestem całkowicie samodzielna.
Jak wyglądał pierwszy tydzień mieszkania razem z czwórką kuzynostwa?
 Do Seulu zawitałam jako druga. Wyprzedził mnie Dominic, który musiał znaleźć jakąś pracę. Najlepiej we własnym zawodzie. Został elektrykiem w stacji telewizyjnej mojego ojca. Po znajomości.
W domu okazało się, że Dom zdążył się już zadomowić. Każdą, nawet najmniejszą powierzchnię pokrywały jego rzeczy. Ubrania, gadżety, jakieś kable, resztki jedzenia… jednym słowem katastrofa. Sprzątaczka zaczynała pracę dopiero za kilka dni, więc wzięłam Doma w obroty i zmobilizowałam do porządków.
Dwa dni po mnie, z Londynu, przyleciała Marie. Z niewiadomych przyczyn, po dwóch latach spędzonym w  najlepszej angielskiej Akademii Sztuk Pięknych zdecydowała przenieść do Korei, by tu dokończyć studia. Co wydawało się być nie do pomyślenia po latach marzeń o tamtejszym ASP.
Dzień po Marie, zjawiła się Alex, która mimo że była ode mnie o rok starsza, także dopiero zaczynała studia. Postanowiła odpocząć po liceum. Na szczęście w dniu przyjazdu Alex cały personel już pracował, więc nie miała styczności z bałaganem jaki zobaczyłam po przyjeździe.
Ostatni pojawił się Kamil, wczoraj wieczorem. Trochę lekkomyślne, biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj zaczynamy studia. Przyjechał studiować w Korei, bo stwierdził, że fajnie będzie mieszkać razem. No i złożył podanie do jakiejś podrzędnej uczelni, która przyjmuje wszystkich jak leci. Rzadko który absolwent znajduje po niej dobrą pracę.
A dziś, gdy wszyscy jesteśmy w komplecie, rozpoczynamy studia. Każdy na innym kierunku. I większość na różnych uczelniach.
-Widział ktoś moją walizkę?! – na korytarzu ktoś biegał głośno w tę i z powrotem.
Kamil. Wczoraj zlekceważył zalecenie Dom’a by się rozpakować, więc ten „po przyjacielsku” mu ją schował. Teraz będziemy przez to przeżywać Armagedon.
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się.
-Gdzie jest moja walizka?! – warknął Kamil.
Odwróciłam się w jego stronę. Ciemne włosy sterczały w każdą stronę. Niebieskie oczy strzelały w każdą stronę. Wciąż był we wczorajszych ubraniach. Patrząc na niego do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl: jak te wszystkie dziewczyny mogą uważać, że jest przystojny?
-Nie wiem – odpowiedziałam spokojnie i wróciłam do poprawiania makijażu.
-Ktoś wiedzieć musi! – wszedł do pokoju i zajrzał pod łóżko.
-Ej! Nie pozwalaj sobie, popaprańcu! – odłożyłam kredkę i z całej siły uderzyłam go w ramię. – Tu nie ma twojej walizki! Poszukaj jej gdzie indziej!
-Jak ja cię zaraz walnę… - syknął.
-To co? – spytał męski głos. Jak ma zawołanie oboje spojrzeliśmy w stronę, z której dochodził.
W drzwiach, oparty o futrynę, stał przystojny Koreańczyk. Brązowe, niezbyt długie włosy, piwne oczy, eleganckie, czarne spodnie, biała koszula i szkolna torba. Kim Young!
-Young! – podbiegłam do niego i przytuliłam.
-Cześć, Kamila – uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło. - A więc? – spojrzał na Kamila, który patrzył na nas ze zdziwieniem. – Co zrobisz?
Kiedyś filmy i książki opowiadały o książętach, którzy pokonywali wielkie niebezpieczeństwa, ryzykując przy tym życiem (oczywiście nigdy nie umierali), by ocalić damę w opresji. Szczęśliwe księżniczki z miejsca zakochiwały się w delikwencie, a wdzięczny król oddawał im królewnę za żonę. Byle się jej szybko z powrotem pozbyć. Dziś jest inaczej. Ludziom znudzili się wspaniali rycerze na białych koniach i piękne, aczkolwiek głupie królewny. Dużo większą popularnością cieszy się wojownicza księżniczka, która sama uwalnia się z lochu, wieży, czy jakiegokolwiek innego miejsca w którym jest przetrzymywana, pokonuje setki niebezpieczeństw, ratuje też przy okazji księcia – niemotę, który właśnie próbuje oswobodzić szlachetne dziewczę z niewoli, a na koniec staje do walki o władzę. Oczywiście wygrywa. Potem jest już tylko ślub z księciem – niemotą, który jest jedyną głupotą jaką księżniczka popełnia.
Mój związek prawdopodobnie jest idealny, bo jestem nowszym typem księżniczki (co wcale nie znaczy, że nie chcę księcia, który będzie wybawiał mnie z opresji jak Kim Young teraz), a mój chłopak jest klasycznym księciem. Nie idiotą. To znaczy kiedyś próbował, ale szybko wybiłam mu to z głowy. Bo po co kobiecie słaby facet, którego trzeba za rączkę przeprowadzać przez ulicę?
Young spojrzał na Kamila ponaglająco, ten burknął coś pod nosem i poszedł szukać walizki gdzie indziej. Książę pełną parą.
-Dobrze cię widzieć, Kamilo – westchnął, gdy Kamil zniknął z pola widzenia.
-Ciebie też – uśmiechnęłam się. – Ale i tak muszę dokończyć… - nagle uświadomiłam sobie nieprzyjemny fakt. – O nie! Kim Young, wynocha z mojego pokoju! Umaluję się to wrócisz!
Zaczął się śmiać za co oberwał poduszką.
-Dobrze, już wychodzę – uniósł ręce w obronnym geście i wciąż się śmiejąc wyszedł na korytarz.
Spojrzałam na swoje odbicie. To co zobaczyłam mogę określić tylko jednym słowem: komiczne. Jedno oko duże, umalowane, a drugie tak małe, że ledwo je widać. Szybko usiadłam przed toaletką i umalowałam drugie oko. Teraz, przynajmniej wyglądam ja człowiek.
Po umalowaniu ust wyglądałam na tyle przyzwoicie, że mogłam wpuścić Kim Younga.
-Gotowa? – zlustrował mnie wzrokiem.
-Oczywiście.
Zeszliśmy na parter, do jadalni.
-Dorothea – zwróciłam się do kucharki. – Kim Young zje z nami.
Kobieta skinęła głową i zniknęła za drzwiami.
-Naprawdę, Kamila nie… - zaczął Young.
-Nie mów mi, że nie trzeba – przerwałam mu.
-Jadłem już śniadanie, wiesz?
-Ale ja nie. I będę czuła się dziwnie jeśli ty nie będziesz jadł a ja tak.
Kontynuowalibyśmy tę mądrą dyskusję, ale dołączyła do nas Alex, a Kim Young nie lubi prowadzić tego typu dyskusji przy nieznajomych.
-Poznajcie się. Young to moja kuzynka Alexandra Johnlock. Alex poznaj mojego chłopaka, Kim Younga.
Na ustach Alex pojawił się szeroki uśmiech, co wcale nie wróży dobrze. Jako przyszła pani psychiatra lubi wypróbowywać różne sztuczki z psychologicznych książek. Do tego uwielbia angielski serial „Sherlock”. Mam wrażenie, że właśnie wybrała nowy obiekt badań. To nie wróży dobrze.
-Miło mi cię poznać, Alexandro – Kim Young skinął głową. – Kamila wiele mi o tobie opowiadała.
Uśmiech Alex się poszerzył. O nie.
-Wzajemnie, Kim Young. Ja też dużo o tobie słyszałam.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – uśmiechnął się.
-Prawdziwe – czy tak szeroko można się w ogóle uśmiechać?! To się robi straszne.
-W takim razie nie mam się czym martwić - udał, że ociera pot z czoła. 
Alex chciała mu coś odpowiedzieć, ale pojawienie Marie jej to uniemożliwiło. 
-Ja spadam - złapała jabłko ze stołu i wyszła.
-A śniadanie? - zawołała Alex. - Przepraszam na chwilę - nie czekając na jakąkolwiek reakcje wyszła z jadalni.
-Twoje kuzynostwo wydaje się być miłe- stwierdził Kim Young, gdy siadaliśmy do stołu.
-Dobrze to ująłeś. Wydaje się - stwierdziłam kwaśno. - Ale nie powiem Ci jacy są okropni, bo się przestraszysz i uciekniesz.
-Ja? - uniósł brwi. - Poczekaj aż poznasz mojego ojca. On bije wszystkie rekordy. Nie wspominając o matce. 
-Nie mogą być aż tak źli.
-Uwierz mi, mogą. 
Nagle drzwi się otworzyły i do jadalni wparowała Alex.
-Już jestem z powrotem - wydyszała. - Niestety nie udało mi się dorwać Marie. Cholera szybko biega. Ale uwierz mi, Kim Young, jest urocza.
-Z pewnością.
Zaczęliśmy jeść. W trakcie posiłku przysiadł się Kamil. Cały czas mierzył Kim Younga nieprzyjemnym spojrzeniem, ale się nie odezwał. Przynajmniej tyle.
Po śniadaniu wszyscy wsiedliśmy do samochodu (jeśli można tak nazwać tę śliczną limuzynę, którą tata Alex kupił jej z okazji rozpoczęcia studiów) i ruszyliśmy na uczelnię.



BAM! Jest pierwszy rozdział! Przepraszam, że wstawiam go tak późno, ale miałam kłopoty techniczne... ale to nieważne!
Mam nadzieję, że wam się podoba. Tymczasem ja idę się uczyć. Jutro mam sprawdzian z francuskiego.
Pozdro ^^

2 komentarze:

  1. Wow *0* Super ^_^
    Czy tylko ja chcę wiedzieć " jacy oni są okropni " ? Chłopcy i ten ich ... syf xD
    Trochę miałam kłopotów z imieniem GB i Kamila ale da się przyzwyczaić z niecierpliwością czekam na next'a ~
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam wszystko na bieżąco, ale nie zawsze mam czas lub pomysł na komentarz.
    Co do 'Śmierci za życia', to czytałam to już na Twoim poprzednim blogu i muszę przyznać, bardzo mi się podobało, tylko było... bardzo psychiczne. Przez jakiś czas po przeczytaniu go, miałam małe schizy. Częściej niż zwykle.
    A co do 'Na zawsze razem'.
    Po pierwszym rozdziale za wiele nie powiem, ale wydaje się ciekawe.
    Pozdrawiam^^ I weny

    OdpowiedzUsuń