piątek, 16 października 2015

"Śmierć za życia" Rozdział 2


Zapukałam do drzwi klasy. Głosy za drzwiami momentalnie ucichły.
-Proszę - stwierdził jakiś męski głos. Grzecznie weszłam do środka.
-Dzień dobry, nazywam się Caroline Phantomhive - powiedziałam do nauczyciela, przysadzistego faceta po pięćdziesiątce. Jego twarz miała odcień dojrzałego buraka, a oczy ciskały gromy. Nie było lekko z tą klasą. Od teraz - z moją klasą.
-Ach! - podbiegł do mnie na krótkich nóżkach - Panna Phantomhive! Jestem profesor Silvester, miło poznać! - uścisnął mi dłoń energicznie.
-Gospodarz prosił, by, panu przekazać pewien dokument - podałam mu kartkę. Szybko przeczytał i odłożył ją na biurko.
-Nie zamierzałem wpisywać pannie spóźnienia! Zwłaszcza w pierwszym dniu szkoły, panno Phantomhive - roześmiał się serdecznie. Klasa patrzyła na mnie jak na przybysza z kosmosu. - Proszę zajmij, któreś z wolnych miejsc - powiedział i wrócił za katedrę.
Poszłam na koniec klasy, zajęłam ostatnią ławkę w środkowym rzędzie i już miałam wyjmować podręczniki, gdy Silvester oderwał oczy od tabeli, którą szczegółowo tłumaczył (zawierała coś co wyglądało na system oceniania).
-Ależ gdzie tak daleko? Panno Phantomhive, niechże panienka zajmie miejsce bliżej tablicy - wskazał na pierwszą ławkę.
"Facet dostałeś duży plus za brak negatywnej reakcji i zerknięć na moje zielone włosy. Ale za tę akcję masz zdecydowanie minus" - poinformowałam go w myślach i bez żadnych sprzeciwów przeniosłam się na wskazaną ławkę. Silvester zaklaskał z uciechy.
-Dobrze, kontynuujmy lekcję. Na ocenę dobrą... - wyłączyłam się. Wymogi nauczania nigdy mnie nie pasjonowały. Zresztą reszta uczniów też nie wyglądała na zainteresowanych.
Przez resztę lekcji wpatrywałam się w grzywkę, przysłaniającą mi oko. Po dwudziestu minutach zadzwonił upragniony dzwonek. Szybko wrzuciłam swoje rzeczy do torby i już miałam wyjść, gdy....
-Panno Phantomhive, zostań na chwilkę! - szlag by to!
-Oczywiście, proszę pana - podeszłam do biurka. Silvester czekając aż reszta uczniów wyjdzie z klasy, otworzył jakąś teczkę i zaczął ją przeglądać. Dopiero kiedy zostaliśmy w klasie sami zaczął mówić:
-Twoje wyniki z biologii są imponujące. Konkurs kuratoryjny, dwa razy, prace o zanieczyszczaniu środowiska, o lasach, plakaty na akcje przyrodnicze, honorowy członek Stowarzyszenia ds. rozwiązywania problemów dotyczących warstwy ozonowej... to doprawdy imponujące - powiedział. Musiał się do tego przyczepić! Nikt nigdy nie przegapił takiej okazji do pastwienia się nade mną.
-Dziękuję - nie wiem za co. Uśmiechnęłam się promiennie.
-Niedługo odbędzie się w naszej szkole "wyścig o wiedzę". Tutaj możesz o tym przeczytać - podał mi jakąś kartkę.
-Na pewno się nad tym zastanowię, proszę pana.
Pożegnałam się i wyszłam na korytarz, kartkę szybko schowałam do torby. Według mojego planu lekcji następną lekcję miałam w sali nr 57. Tylko, że przed lekcją czas na mały... zastrzyk energii. Trzeba znaleźć kogoś , kto... zostanie moim... nazwijmy to ładnie - przyjacielem.Musi to być ktoś na tyle silny by znieść bez mrugnięcia okiem osłabienie i na tyle głupi by nie zauważyć, że moje towarzystwo mu szkodzi. No i co najważniejsze - zdrowy.
Nie chcę zakażonej energii, to byłoby niewłaściwe. Najmniej podejrzeń wywoływałaby ofiara będąca dziewczyną. Tylko która? Może ta cała Gośka... albo...
-Care! - odwróciłam się. Nataniel lawirował w tłumie uczniów, machając do mnie jakimś świstkiem.
-Zapomniałem.... kluczyk do szafki.... - mówił dysząc. Ludzie są naprawę głupi.
-Co? - powiedzenie, że niezbyt go rozumiałam jest ogromnym niedopowiedzeniem. Ja nie miałam zielonego pojęcia o czym on mówi. A teraz trzeba zagrać świętą Tereskę i być taką miłą, słodką, delikatną i wyrozumiałą... rzygnę tęczą. 
Uśmiechnęłam się uśmiechem nr. 6 - jestem wcieleniem dobroci i położyłam mu ręce na ramionach. Ożywcza fala energii przemknęła przez mnie.
-Uspokój się, Nat. Weź głęboki wdech - poradziłam mu. To ma być gospodarz? Strasznie nieporadny.
Po chwili znowu się odezwał. Tym razem dało się go zrozumieć.
-Kiedy byłaś w pokoju gospodarzy zapomniałem dać ci kluczyk do szafki.
-Och! A więc masz go teraz dla mnie? - uśmiechnęłam się po raz kolejny, tym razem jak idiotka z brazylijskiej telenoweli.
Mowę mu odjęło. "Mój szacunek spadł dla ciebie o jakieś 10" - zwróciłam się do niego w myślach.
-T-tak - wydusił i mi go podał.
-Dzięki Nat! - zaśmiałam się. Namieszamy ci w głowi, kolego. Oj, namieszamy.
-Możesz pomóc mi w jeszcze jednej rzeczy? - spytałam robiąc minę zbitego psiaka.
-Oczywiście. Po to tu jestem.
-Mam teraz lekcję w sali 57. Wiesz gdzie to jest? - spytałam.
-Akurat też mam tam lekcję. Mogę cię zaprowadzić - zaproponował i spiekł raka.
Opanuj się, chłopie. Nie zapraszasz mnie na randkę, masz mnie tylko zaprowadzić do klasy.
-Będę dozgonnie wdzięczna - uśmiech nie schodził mi z ust. Na coś przydały się te lekcję dobrych manier.
Wzięłam od niego kluczyk i razem poszliśmy w kierunku sali 57. Szliśmy właśnie po schodach, gdy jakiś chłopak na mnie wpadł. Nataniel pomógł mi wstać, a ja już chciałam przygadać temu debilowi, wygarnąć mu co myślę o takim zachowaniu, gdy... zorientowałam się, że chłopak się zmył!
-Kto to był? - spytałam Nataniela mrużąc gniewnie oczy.
-Ah, on - Nat rzucił niechętne spojrzenie w miejsce gdzie ktoś na mnie wlazł. - Nie raz będziesz miała z nim do czynienia. To przygłup. Nikt ważny - zbył moje pytanie.
To, że szczerze się jak idiotka nie znaczy, że nią jestem! Nie będziesz mnie zbywał!
-Czyżby mała dziewczynka nie dostała cukierka? - usłyszałam melodyjny głos w swojej głowie.
To... nie jest możliwe! Nikogo nie mogę słyszeć!
-Idziesz? -spytał Nataniel. Skinęłam głową. Razem zeszliśmy piętro niżej.
-Nati, mogę ci zająć chwilkę? - usłyszałam miły głos. 
-Cześć Mel. Poznaj Caroline Phantomhive. Care, to jest Melanie Order - przedstawił nas sobie.
Melanie okazała się być brunetką o niebieskich oczach. Ubrana w zieloną bluzkę i ciemne spodnie sprawiała wrażenie nijakiej i niegroźnej.
-Miło mi cię poznać Caroline - jej głos ociekał jadem. Biorąc pod uwagę to, że jest nikim i podskakuje nie tym co powinna, mam ochotę ją wypatroszyć.
Cóż.... nie należy oceniać książki po okładce.
-Mi ciebie też, Mel.
Położyła Natanielowi dłoń na ramieniu.
-Nati, naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Chodź do pokoju gospodarzy - mówiła jakby chciała zaciągnąć go do łóżka, a nie do papierów. Chociaż... kto ją wie?
-Ok. Daj mi chwilę - powiedział do niej, a następnie zwrócił się do mnie - sala 57 to tamte drzwi - wskazał właściwe - widzimy się na lekcji.
-Co ja bym bez ciebie zrobiła, Nat. Pa - odwróciłam się i poszłam we wskazanym kierunku.
Droga Mel, ty chyba nie myślisz, że masz prawo ze mną zadzierać, kotku?
-Widzę, że blondynek zostawił cię samą - powiedział obcy, czerwonowłosy chłopak. -Już się nie boi?
-A niby czego ma się bać? - spytałam zaczepnie nieznajomego.
Miał ciemne oczy, ok. 1,8m wzrostu. Ubrany w czerwoną podkoszulkę z logo jakiegoś zespołu, czarną, skórzaną kurtkę, ciemne spodnie i glany.
Patrzył na mnie drwiąco, niemal szyderczo, stojąc w buntowniczej pozie.
Właśnie ktoś taki był mi potrzebny. Zupełnie nie-idealny i nie-ułożony, kogo słowom nikt nie będzie chciał wierzyć.
-On? Tylko tego, że nie dopełni obowiązków. Wiesz, jakiegoś druczku nie wypełni. Natomiast ty masz mnóstwo powodów do strachu. – westchnął teatralnie.
-Na przykład? – sceptycznie uniosłam brwi.
-Chociażby ta dziewczyna Melusia. Wbrew pozorom to całkiem niezła agresorka.
-Zauważyłam.
Zaśmiał się.
- Bo widzisz ona lubi Najtusia. Najtuś lubi ciebie. Jasny z tego wniosek. Nie zostaniecie najlepszymi przyjaciółkami. Zwłaszcza, że aż dwa razy was widziała razem. W pokoju świrów to jeszcze, ale na korytarzu? –zacmokał – nieładnie.
-Nie musisz się o mnie martwić – przerwałam mu. – Nikt w tej szkole nie jest dość silny by zrobić mi krzywdę.
-Tak ci się tylko wydaje. Ale uważaj, bo już zadałaś się z osobą, przed którą chciał cię Najtuś uchronić.
-Niby kim? – skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Mną. Złym, podłym i zdemoralizowanym.
-W takim razie cieszę się, że cię poznałam. Care Phantomhive.
-Mam do czynienia z „panienką"! – powiedział ze śmiechem.
-Właściwie to jestem córką najmłodszego księcia brytyjskiego klanu.
-Oczywiście. Kastiel Wood – uścisnęliśmy sobie ręce.
-Przyjmuję twoje wyzwanie, Kastiel.
-Na to liczyłem, panno Phantomhive – zadzwonił dzwonek. Szybkim krokiem weszłam do klasy rzucając przelotne spojrzenie na chłopaka. Ciekawy typ. Mój lunch.
Do klasy wszedł nauczyciel i postawił teczkę na biurku.
-Good morning! – zawołał donośnym głosem.
-Good morning!
-Dzisiaj zaczynamy... - w tym momencie się wyłączyłam.
Po kilku minutach do klasy wszedł Nataniel przepraszając za spóźnienie. Szybko wziął się za notowanie. Jaki pilny.
„Masz u mnie za to plus" – gadanie do ludzi w myślach, to chyba choroba psychiczna, prawda?
Już dawno nie miałam takiego spokoju. Żadnych natrętnych szeptów w głowie. To jakiś cud.
Po piętnastu minutach wszedł Kastiel. Dostał burę od nauczyciela i podszedł do mnie.
-To moja ławka! – warknął z krzywym uśmieszkiem.
-Teraz i moja kotku. Masz z tym jakiś problem? – uśmiechnęłam się niczym cherubinek.
-Najmniejszego. Ale ty nie możesz beze mnie wytrzymać?
-O mnie się nie martw.
-Czy ktoś mówił coś o zamartwianiu się? Chociaż... Amber usiłuje zabić cię spojrzeniem.
-Kto?
-Amber –wskazał dziewczynę ręką.
Spojrzałam na blondynkę, która zawzięcie żuła gumę. Rzeczywiście. Planowała moją śmierć.
-Coś kiepsko jej idzie.
-Kim jest?
-Siostrą Najtusia.
-O nią się nie martw. Jeszcze się zdziwisz- powiedziałam. Resztę lekcji spędziłam na notowaniu. Tak samo kolejne. Pod koniec dnia poszłam w kierunku Amber i jej straży.
-Czeeść! – zawołałam radośnie – jestem Care.
-Amber, a to Li i Charlotte. Czego chcesz?
"Twojej śmierci suko. Giń!" - to nie brzmi przyjacielsko, prawda?
-Jak to czego? – dobra koniec tego dobrego. Przestałam się uśmiechać. Czułam jak całe ciepło z mojego ciała kumuluje się w oczach.
-Musimy porozmawiać – szarpnęłam ją za rękę i wepchnęłam do toalety.
I wtedy uwolniłam tę energię.

Jestem padnięta! Chyba czas na lunch! To gdzie jest Kastiel? Co prawda mam już stałe źródło energii, ale już sobie obiecałam, że ten zaszczyt dzisiaj dostanie Kastiel.
-Kogo szukasz? – usłyszałam znajomy głos przy uchu. W samą porę.
-Znalazłam – uśmiechnęłam się niczym Julia.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Jak ci poszło z Miss Suk? – spytał.
-Nie wyobrażasz sobie jak dobrze – kolejny uśmiech. – Chodźmy w jakieś cichsze miejsce – zaproponowałam. – Tutaj za wiele się nie dowiesz.
-Ok.
Zaprowadził mnie na opuszczona klatkę schodową. Gdy tylko drzwi się zamknęły, niewiele myśląc rzuciłam się w jego stronę, gdy...


I w tym dramatycznym momencie zakończymy xd Niestety nowy rozdział "Na zawsze razem" nie pojawi się w ten weekend. Liceum to stanowczo za dużo :/
Jak wam się podoba rozdział?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz