piątek, 25 września 2015

"Śmierć za życia" Wstęp

Pasożyt. Żadne inne słowo nie przychodzi mi do głowy. Wszyscy nimi jesteśmy. Po prostu nazywamy to tak, by lepiej brzmiało. Wybrańcy. A mimo tego, bez ludzi nie przetrwamy. Teoretycznie mamy siebie nawzajem. Tylko, że nawzajem nie przynosi sobie żadnych korzyści. I to jest właśnie nasz problem. Nie potrafimy się ze przyjaźnić.
Manipulujemy. Kontrolujemy. Jesteśmy zachłanni... i samotni. Nienawidzimy tego. A że jedyne osoby, z którymi możemy się przyjaźnić, nie krzywdząc ich przy tym, są jednocześnie  osobami, które kochają grać - nie potrafimy sobie zaufać.  Więc tak egzystujemy. Wykorzystując tych, których kochamy, którzy są tak nieświadomi i delikatni, że nawet nie wiedzą jak wiele zła im wyrządzamy przy całusach, pocałunkach, przytuleniach czy nawet przypadkowych dotknięciach...
Jest początek :D jak wam się podoba? 

Ogłoszenie + nowe opowiadanie

Hej!
Wracam z nowym opowiadaniem, pt. "Na zawsze razem". Prócz niego będę publikować opowiadanie z poprzedniego bloga, "Śmierć za życia".

Oto opis nowego opowiadania:

Gdybym miała wymienić osoby, którym ufam najbardziej na świecie to byliby to Alex, Marie, Kamil, Dominic – moje kuzynostwo. Mimo kilometrów, które dzieliły nas każdego dnia ufaliśmy sobie. Wierzyliśmy, że to będzie trwać – nie ważne co nas spotka, tkwimy w tym razem.
Gdyby ktoś powiedział mi, że kiedykolwiek nacisnę spust, gdy naprzeciwko mnie stanie któreś z nich… cóż, pół roku temu nie uwierzyłabym. Ale pół roku temu wszystko było inaczej. Każde z nas mieszkało w innej części świata i widywaliśmy się jedynie w święta. A teraz mieszkamy pod jednym dachem. I okazuje się, że każdy z nas jest kimś zupełnie innym.
Mam na imię Kama. A to historia mojego upadku. 

W ten weekend dodam prolog i spis bohaterów. 
Pozdro ^^ 
I wytrzymania nawału sprawdzianów, kartkówek itp. :D

Główna bohaterka "Na zawsze razem" :D

sobota, 5 września 2015

Rozdział 22 (i Ostatni) "Koniec"

To dziś. Dziś wprowadzamy w życie wielki plan. Ja, Lily, Kate, Ladislaus i dziwny służący. Tak, on o dziwo wybiera się z nami. I tak, przez tydzień rozmów nie dowiedziałam się jak ma na imię. Sprytnie omijał ten temat.
Ta podróż będzie szybsza niż wszystkie pozostałe, ponieważ jedną ze zdolności Ladislausa jest teleportacja. O ile ktoś będzie czekał po drugiej stronie i nas ‘ściągnie’, cokolwiek to znaczy.
Atrakcje obejmują: porywającą przemową o wielkim złu jakim jest Colen, spektakularny wybuch jego ośrodka i fontannę krwi, którą stanie się Jungkey dzięki Kate. Najwyższa forma rozrywki. Potem następuje ta smutniejsza część. Wracamy do  Rosji, wybieramy trumny, projektujemy wielki, rodzinny grobowiec, płaczemy, żegnamy się i zakopujemy. Mello już leży na łożu śmierci. Gdy się żegnaliśmy niemiał siły wstać z łóżka. Ale to właśnie wtedy przeprowadziliśmy te normalne rozmowy. Dopiero wtedy jego choroba go opuściła, gdy został sam. Mam nadzieję, że nie umrze przed naszym powrotem.
-Misa? Czemu płaczesz? – skrzeczący głos przywrócił mnie do rzeczywistości. I uświadomił, że płaczę.
-Nic mi nie jest – burknęłam i otarłam łzy wierzchem wody.
Nie ma się co załamywać. Jeszcze wszyscy żyją.
No właśnie, jeszcze. Ale za parę dni będę sama. Po raz pierwszy nie będę miała nikogo.

-Wszyscy wiedzą co mają zrobić? – Ladislaus obrzucił wszystkim badawczym spojrzeniem.
-Znaleźć Colena.
-Unieszkodliwić ewentualnych strażników.
-Wyeliminować Veronicę.
-Wysadzić budynek.
-A wtedy ja zabiję Colena – dokończyła naszą wyliczankę Kate.
-Dokładnie – Lad pokiwał głową. – Wylądujemy w tym pomieszczeniu – pokazał nam po raz setny zdjęcie piwnicy w ośrodku. – Gdzie czeka na nas mój człowiek. Wszyscy wszystko wiedzą?
-Maglujemy to setny raz… - jęknęła Lily.
-Ostatni, Lil. Ostatni – poprawił ją Ladislaus, jakby jedno wykluczało drugie.
-Zawsze był taki drobiazgowy? – spytałam głośnym szeptem, tak by wszyscy usłyszeli.
-No przecież ja cię słyszę! – załamał ręcę.
-No przecież ja o tym wiem! – zawołałam tym samym tonem.
I w wesołej atmosferze opuściliśmy dom. Kraj. Kontynent. Mello.
Poczułam nieprzyjemny skurcz każdego mięśnia, zakręciło mi się w głowie i nie czułam już nic prócz rąk Lily i dziwnego służącego, ściskających moje. Nigdy więcej się na to nie zgo…
Upadłam na twardy beton. Z moich ust wydobył się jęk. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jedynie Ladislaus stoi o własnych siłach i patrzy na nas z rozbawieniem. Miał wieki  by to opanować, my – niekoniecznie.
Nigdzie nie widziałam człowieka, który nas ‘ściągnął’, ale mniejsza.
-Lily, Kate, wasza kolej – mruknął.
-No przecież wiemy – odpowiedziały szeptem.
Nie widziałam dziewczyn, bo podszedł do mnie dziwny służący, by pomóc mi wstać, ale gdy już stałam o własnych siłach wydawałoby się, że w pomieszczeniu jestem tylko ja i oba dziewczyna.
-Powodzenia – powiedział cicho Ladislaus i po chwili rzeczywiście zostałyśmy same.
Zgodnie z planem, niewidzialni Lad, Kate i dziwny służący poszli unieszkodliwić ewentualne zagrożenia i upewnić się, że wszystko wybuchnie. W tym czasie ja mam wyciągnąć Colena przed budynek, a Lily Veronicę. Oczywiście jako ich bezimienne podopieczne.
Skinęłyśmy sobie głowami i każda ruszyła w swoją stronę. Nerwowo się rozglądając pokonałam dwa piętra i weszłam do gabinetu Colena. Siedział tam jak gdyby nigdy nic.
-Mogę w czymś pomóc? – uśmiechnął się dobrotliwie, a we mnie wszystko aż się skręciło. Zaprowadzę go na spotkanie ze śmiercią.
-Tam… tam… trzeba iść proszę pana – bycie zdezorientowaną i przerażoną chyba weszło mi w krew, bo nie miałam żadnych problemów by taką udawać.
-Co się stało? –podszedł do mnie.
-Szybko… ona potrzebuje pomocy…- złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam na korytarz.
-Pójdę z tobą. Ale uspokój się i powiedz co się stało.
Zaczęłam opowiadać z prędkością światła zmyśloną historyjkę, z której on – wnioskując po jego minie – nie zrozumiał ani słowa.
-Dobrze, chodźmy – przerwał mi.
 Pociągnęłam go w stronę wyjścia z budynku. Już za późno by zmienić cokolwiek. Jak bym nie chciała… już nic nie da się zmienić.
-Jak się czujesz? – zapytał, gdy byliśmy przy drzwiach.
Nie odpowiedziałam. Byliśmy przed budynkiem. Puściłam jego nadgarstek i odsunęłam się.
-To gdzie… -zaczął, ale Lad wszedł mu w słowo:
-Tutaj.
I nastąpił koniec. Dosłownie światło zgasło, a ja zostałam sam na sam z dziwnym służącym.
-Zabolało mnie to, że mnie nie poznałaś – powiedział. – Dawałem ci tak wyraźne wskazówki. Do tego w swojej nowej postaci umieściłem tak wiele elementów poprzedniej. Cechy wyglądu, charakteru. Zadowalające jest to, że chociaż odczuwałaś to podobieństwo.
-Co? O co ci chodzi?
-Szkoda, że nie jesteś prawdziwa. Polubiłem cię – wyciągnął serwetkę z kieszeni fraka i potarł nią ten dziwaczny wąsik na francuską modłę, a on… zniknął.  – Ale to dowodzi, że nasz eksperyment się powiódł. – zdjął okulary i wstał.
Nagle światło się zapaliło i zobaczyłam wokół mnie mnóstwo znajomych twarzy. Ladislausa, Colena, Lily, Kate, Mello… nawet Teresę. Jak to możliwe?
Spojrzałam ponownie na dziwnego  służącego. Stał przede mną jedynie w koszuli i spodniach, cała reszta gdzieś zniknęła.
-R-robert… - wyszeptałam zszokowana.
Pokiwał głową.
-Ale i tak gratuluję – rozejrzał się po czym zwrócił się do wszystkich. – Eksperyment zakończony sukcesem! Dziękuję wszystkim za ciężką pracę. Przedstawimy to – wskazał na mnie. – Na konferencji naukowej w Berlinie. Po wielu latach stworzyliśmy sztuczną inteligencję zdolną myśleć jak człowiek, kochać jak człowiek i wyglądać jak człowiek. Obiekt 3452 jest pierwszym sztucznym człowiekiem!
Wszyscy się cieszyli i śmiali, ale ja wciąż nie rozumiałam. Jak to sztuczna inteligencja? Jak to sztuczny człowiek? Jestem prawdziwa… urodziłam się, dorastałam… miałam rodzinę i przyjaciół! Jestem prawdziwa!
-Nie kochanie, nie jesteś – Robert znów skierował na mnie swoją uwagę. – Ale to, że nie potrafisz w to uwierzyć to kolejny dowód, że nam się udało. Wszystkie zdarzenia, zarówno te prawdziwe jak i fantastyczne miały dowieść twoich ludzkich emocji i zachowań.
Z tłumu wyszła Teresa i zawołała donośnym głosem:
-Wyłączyć obiekt 3452!
-Odłączam zasilanie obiektu 3452 – powiedział jakiś metaliczny głos.
-Tak kochanie – Robert uśmiechnął się do mnie. – Jesteś na baterie. Do zobaczenia na konferencji w Berlinie.
Widziałam jak rusza ustami, ale nic nie słyszałam. Mój wzrok się zamazał. Jedyne co miałam w głowie to pytanie:
Czy ja jestem prawdziwa?
-Misa, pobudka! – mama?

A może mi się to tylko śni?



BAM! Jest koniec. Trochę się wzruszyłam pisząc ostatni rozdział. Mam nadzieję, że spodobało wam się zakończenie. I ogólnie całe opowiadanie. 
Skoro to ostatni rozdział to mam do was prośbę: skomentujcie. Chcę wiedzieć ile osób w rzeczywistości to przeczytało. 
Już myślę nad kolejnym, o zupełnie innej tematyce.
A jak tam początek roku? Macie luz, czy już was zawalają toną pracy domowej? U mnie (niestety) to drugie :/
Pozdro ^^