poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 21 "Ostatnia godzina"

Czy uwierzyłam Ladislausowi w te wzruszające przemówienie? Nie. Nie ufam ani jemu, ani Colenowi. Każdy z nich ma swoje racje i swoje winy. Żebym nagle otworzyła serce na któregokolwiek z nich musiał by się wydarzyć cud. Coś w stylu: "jest niewinny", "naprawdę żałuje" albo "mam rozdwojenie jaźni, to wina tego drugiego ja". Chociaż... nie, "naprawdę żałuję" już słyszałam i jakoś mnie nie przekonało. Nie mniej, po którejś stronie musiałam stanąć. Za dużego wyboru nie miałam, uciekłam od Colena, a od Stokrotki raczej nie prędko (jeśli w ogóle) się wydostanę. Po za tym, Ladislaus to moja rodzina. Nawet jeśli nie pałam do niego miłością. Dochodzi do tego fakt, że Lily i Kate, nie opuszczą go, zwłaszcza po "wielkim pojednaniu". A ich nie zostawię.
W planach Stokrotki mieściły się dwie rzeczy - spektakularna zemsta i zejście z tego świata z przytupem. Postrach kilku ostatnich stuleci nie ma zamiaru odejść bez wielkiego finału krwawego show, którym uczynił swoje życie. A jego siostry nie miały nic przeciwko, póki nie ucierpią przez to niewinni ludzie. Stokrotka się z nimi zgadza. Mam jedynie wrażenie, że ich pojęcie znaczenia słowa "niewinny" nieco się różni...
-Siostrzyczko! - do mojego pokoju wpadł Mello. Gdy tylko dowiedział się, że będę z nimi mieszkać, był wyraźnie ucieszony. I zostałam jego trzecią siostrzyczką, która "nigdy go nie opuści". Choć patrząc na moje życie, słowo "nigdy" wydaje się tracić na znaczeniu.
-Hmm? - zerknęłam na niego.
-Nudzi mi się! Pograjmy w coś! - wykrzyknął. Nie żeby mi to przeszkadzało (cholernie mnie zabolało, ale cii nic się nie stało) wprost do mojego ucha.
-Paniczu Mello... - do pokoju wpadła zdyszana niańka chłopca.
Gdy tylko chłopiec znalazł się w zasięgu jej wzroku, oparła ręce na ugiętych kolanach i zaczęła uspokajać oddech.
-Nie wolno... przeszkadzać... panience... - dyszała.
Dość śmieszny widok. Mi udało powstrzymać się niestosowny śmiech, niestety Mello nikt nie nauczył jakichkolwiek norm społecznych i chłopak wybuchnął niepohamowanym rechotem (nie ukrywam, najładniejszego śmiechu to od nie ma).
-Mello! Nie wolno się śmiać z innych! - zbeształam go.
Chłopiec natychmiast przestał się śmiać, a jego oczy wypełniły się łzami. Niania rzuciła mu zalęknione spojrzenie i rozpoczęło się kolejne przedstawienie, które Mello urządzał kilka razy dziennie, codziennie, przez kilka ostatnich dni.
-Misia... Misia jeśt na mnie śła? - wydukał, szlochając. - Misia jeśt śła!
-No już - mruknęłam niechętnie. - Uspokój się. Nie jestem.
-Misia nie bąć na mnie śła!
W takich chwilach działało na niego tylko jedno. Trzeba było go przytulić i zapewnić, że jest najwspanialszym dzieckiem na świecie (chociaż już dawno nie jest taki mały. Jest dużo starszy ode mnie!). Podstępny szantażysta.
-Braciszek cię woła – powiedział w końcu, gdy udało mi się go uspokoić.
-Ach tak? Czego chce?
-Noo… - Mello zmarszczył brwi. – Tego nie usłyszałem, ale… zaraz tu przyjdzie ten dziwny pan i ci powie.
-W takim razie ty już lepiej idź z nianią do siebie, dobrze? Będzie źle jeśli się wyda, że podsłuchiwałeś – chłopiec pokiwał z powagą głową i podbiegł do opiekunki, złapał ją za rękę i szybko wyciągnął z pokoju.
Dziwny pan… nie za wiele mi to pomogło, tutaj nikt nie jest normalny! Choć personelu też nie ma tu za dużo. Niania, Light, ten chłopak, którego imienia ciągle zapominam i pomoc domowa. W sumie cztery osoby. Kobiety odpadają. Tamtego chłopaka praktycznie nie widuję... Lighta też nie. Unika mnie jak się da. Czyżby było mu wstyd za to co zrobił?
Wstałam, gdy usłyszałam kroki po drugiej stronie drzwi.
-Mogę wejść? – usłyszałam nieznany głos.
-Tak – mruknęłam pod nosem, wiedząc, że i tak usłyszy. Z jakiegoś powodu tutaj wszyscy mają super czuły słuch.
To co zobaczyłam, nie do końca pokrywało się z tym co chciałam zobaczyć. Wysoki, blady mężczyzna, z burzą czarnych loków na głowie (sięgały mu do szyi). Wąsik na francuską modłę i brzydkie okulary z grubymi szkłami. I nie zapominajmy o garniturze. Elegancki, czarny frak, śnieżnobiała koszula, mucha i wypolerowane buty.
Szybko odwróciłam od niego wzrok, by nie wybuchnąć śmiechem. Wszyscy, włączając w to służbę, zawsze byli ubrani w normalne, codzienne ubrania. Nic ich nie wyróżniało spośród domowników. (Może oprócz niani Mello. Ona zawsze była czerwona i zdyszana.) A ten tutaj… zupełnie jakby się urwał z jakiejś niebywale eleganckiej restauracji.
-Pan Ladislaus oczekuje panienki w swoich pokojach – zaskrzeczał nisko.
-Dobrze, zaraz do niego pójdę – mruknęłam, wciąż nie patrząc na mojego rozmówcę.
-Sprawa dotyczy dawno niewidzianej twarzy – kontynuował. – To spotkanie będzie jak… powrót po latach do wszystkiego co najlepsze w życiu.
-Dobrze. Zaraz pójdę – powtórzyłam, podchodząc do szafy.
-Chodzi o to, że… - chciał tłumaczyć dalej jak wspaniałe będzie to spotkanie, ale miałam go już dość. Naprawdę, żeby tak wyglądać i mieć do tego tak okropny głos…
-Zaraz pójdę do Ladslausa! – uniosłam się. – A ty możesz już wyjść!
Co to życie ze mną robi? Rok temu w życiu nie krzyknęłabym na kogoś. Zwłaszcza, gdy owy ktoś zwraca się do mnie per „pani”.
-Oczywiście, panienko. - niezadowolony zacmokał i wyszedł.
Gdy tylko jego kroki ucichły na korytarzu, skierowałam się w stronę drzwi, delikatnie je uchyliłam i rozejrzałam się. Pusto. Można spokojnie wyjść.
Pokój Lada znajduje się na drugim końcu domu, więc za każdym razem, gdy do niego idę, muszę się porządnie zmęczyć. Jogging z głowy.
Gdy już stałam przed drzwiami do pokoju Ladislausa, do głowy przyszło mi pytanie, które powinnam sobie zadać dużo wcześniej: Czego on ode mnie chce?

Ladislaus chciał się podzielić ze mną, Lily i Kate swoim wspaniałym planem. Lily nie wyglądała na przekonaną, ale Kate niemal skakała z radości. Jej oprawca, po latach, miał zostać ukarany. Na jej miejscu też bym się cieszyła.
-A ty, Misa? Co o tym sądzisz? – spytał, gdy dziewczyny wyraziły wszystkie swoje za i niemal przeciw.
-Dla mnie brzmi ok. – wzruszyłam ramionami. Nigdy nie miałam głowy do planowania takich rzeczy.
I w ten sposób plan został zatwierdzony i wprowadzony w życie. Jego realizacja miała rozpocząć się za tydzień - 15 września.
Przez ten tydzień, śmieszny służący we fraku nachodził mnie co najmniej kilkadziesiąt razy. W ciągu jednej z jego wizyt, gdy teatralnym gestem zdjął okulary, uświadomiłam sobie, że przypomina mi Roberta. Włosy, oczy, cera, wzrost, a nawet ten dziwaczny głos – to wszystko miało w sobie coś z Haldera. Łatwo zgadnąć, że od tamtej pory żadna z jego wizyt nie przyprawiała mnie o śmiech a o płacz. Ale przynajmniej udawał, że tego nie widzi.
Mello też często do mnie wpadał. Jego napady płaczu zdarzały się coraz rzadziej, raz czy dwa mogłam z nim nawet normalnie porozmawiać. Kate z kolei nie widywałam w ogóle. Razem z Ladislausem zajmowała się przygotowaniami „wielkiej zemsty”. Lily cały czas spędzała w swoim pokoju. Lighta też nigdzie nie było. W sumie to Mello i służący we fraku byli moim jedynym towarzystwem.
-Jak się czujesz z tym wszystkim? – spytał któregoś dnia. – Cała ta zemsta… wierzysz w to?
-Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Lad, Lily i Kate są moją rodziną. Rodzina trzyma się razem.
-Czyli chcesz tej zemsty ze względu na nich? – dociekał tym swoim skrzeczącym głosem.
-Nie to nie tak. Colen zasłużył na to co dostanie – mruknęłam.
Nigdy jednak nie podzieliłam się z nim swoimi wątpliwościami. Gdzie jest Mike? Co się z nim stało? Dlaczego tylko Colen miał być ukarany? Co się stało z jego bratem? Umarł? Czy żyje? Skoro Colen tak bardzo skrzywdził Kate, to dlaczego Lily nie jest zadowolona, choćby ze szczęścia siostry? Dlaczego wszystko co zrobił Ladislaus poszło w niepamięć po jednej, wzruszającej rozmowie, która przecież nie wyjaśniła tak dużo? Żadna miłość nie może być aż tak bezwarunkowa.
-Więc co cię martwi?
Nie odpowiedziałam. Kolejny raz wzruszyłam ramionami i zapatrzyłam się w okno. Co mnie martwiło? Teresa. Umarła dla mnie. A ja koniec końców sprzymierzyłam się z tym, przed czym ona próbowała mnie ochronić. Zrobiłam jej największe świństwo - pozwoliłam by umarła na próżno.
















BAM BAM BAM! Jeszcze tylko jeden rozdział do końca :/ jest już napisany, wstawię go w piątek i żegnam się z historią Misy :/
+ pytanie: chcecie żebym wstawiła tu opowiadanie „Śmierć za życia” z mojego poprzedniego bloga?
Miłego ostatniego dnia wakacji :D

1 komentarz:

  1. Pogubiłam się :/
    Ostatecznie to Robciu czy nie ???
    Mello taki kawaii <3
    Nie zazdroszczę głównej bohaterce , ma tak dziwnie w tym życiu; ciągle coś się dzieje i nie wiadomo już nawet gdzie był początek %)
    Zabieram się za kolejny rozdział ~
    Enjoy~

    OdpowiedzUsuń