piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 20 "To nasz koniec"

Gdy otworzyłam oczy leżałam na dużym, wygodnym łóżku przykryta czerwoną kołdrą. Przetarłam twarz i podniosłam się do siadu. Przez szpary w żaluzjach wpadały pierwsze promienie słońca.
Skąd się tu wzięłam? Ostatnie co pamiętam to przyjście Lighta i Alexa… nie. Lecieliśmy samolotem… rozmawiałam z Lightem… zasnęłam. Nie chciałam iść spać, nie chciałam być spokojna, ale coś uniemożliwiło mi inne reakcje. Pewnie coś mi wstrzyknęli. W tej chwili to nieważne. Najprawdopodobniej jestem w domu Ladislausa. Kate i Lily pewnie też gdzieś tu są. 
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Light.
-Dwanaście godzin – uśmiechnął się. – Punktualnie co do minuty.
Nie mam zielonego pojęcia o czym on pieprzy.
-Pan Ladislaus chce cię widzieć – kontynuował, nie zwracając uwagi na mój brak reakcji.
-Gdzie jest Lily i Kate? – to było jedyne co przyszło mi do głowy.
-Wszystkie spotkacie się z panem Ladislausem.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie – wytknęłam mu.
-Wszystkie spotkacie się z panem Ladislusem – powtórzył.
-Gdzie jest Lily i Kate? – przyjrzałam mu się dokładniej. Wyglądał jak zawsze. Nie różnił się absolutnie niczym. Nawet… jego ubrania były tymi, które miał na sobie przy naszym pierwszym spotkaniu.
-Pan Ladislaus chce cię widzieć.
-Gdzie on jest?
-Czeka na ciebie.
-Dlaczego? – w mojej głowie rozdzwonił się alarm. To nie było normalne. Zachowywał się jak maszyna.
-Pan Ladislaus chce cię widzieć.
-Dlaczego? – z nerwów zaczęło robić mi się niedobrze.
-On… - zaczął niepewnie. – On… chce… - urwał. – Czeka na ciebie – dokończył bezbarwnym tonem, a ja jęknęłam z frustracji.
Co miałam zrobić w takiej sytuacji? Wygrzebałam się z pościeli i opuściłam pokój w towarzystwie Light’a.
Z mijanych pomieszczeń rozpoznałam jedynie jedno - pokój, w którym umarła Teresa. Drzwi, jakby specjalnie, były rozwarte na oścież. Na łóżku leżała ta sama pościel. Różne, z pozoru niegroźne przedmioty, wciąż leżały porozrzucane na podłodze. Nawet krew... nadal barwiła podłogę. Zaschnęła i pociemniała, ale z pewnością była tą samą krwią.
-Misa, musimy się śpieszyć - ponaglił mnie Light. Dopiero jego głos uświadomił mi, że się zatrzymałam. Szybko odwróciłam głowę od ponurego widoku i przyśpieszyłam. Nie chciałam widzieć miejsca, w którym zaszła we mnie nieodwracalna zmiana. Miejsca, w którym zabiłam.
W końcu blondyn wprowadził mnie do ogromnego salonu. Sufit ginął w ciemnościach, a pomieszczenie było oświetlone jedynie buchającymi z kominka płomieniami. Naprzeciwko stały duże fotele, sponad których wystawały jedynie czubki głów. Light podszedł do osoby siedzącej najdalej od ognia, ukłonił się, a następnie odszedł w róg salonu i stopił się z cieniem.
Niepewnie podeszłam bliżej kominka.
-Dobrze cię znowu widzieć, Misa - stwierdził znajomy głos. Zdębiałam. Ladislaus. On żyje. Chociaż wiedziałam o tym wcześniej, dopiero teraz, znajdując się tak blisko niego, mogłam poczuć pełen strach płynący z tego faktu.
-Usiądź - posłusznie wykonałam polecenia.- Cieszę się, że jesteś w tak dobrym stanie, zważywszy na to, że Colen szuka cię po całym świecie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Bo raczej "dzięki, też się cieszę, że jednak cię nie zabiłam" nie jest najlepszą opcją. Na szczęście w tym momencie do pokoju ponownie ktoś wszedł, więc byłam, chociaż na chwilę, uwolniona od odpowiedzi.
-Ach, a oto i moje drogie siostrzyczki! - zawołał Ladislaus i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Odwróciłam się.Za nami stały Lily i Kate, Obie dziewczyny patrzyły na Ladislausa jak na przybysza z obcej planety.
-Lad... - powiedziała cicho Kate, jak gdyby chciała się upewnić, że to on.
-Oczywiście, że ja! A któż by inny?!
W tym momencie w oczach Lily zalśniły łzy. Nie zwracając na nikogo uwagi podbiegła do mężczyzny i z całej siły go przytuliła.
-Też cię cieszę, że was widzę - mruknął Ladislaus i odwzajemnił uścisk. Zupełnie jakby był inną osobą. Jak gdyby był zwykłym chłopakiem, który stęsknił się za rodziną.
-O co w tym wszystkim chodzi, Lad? - spytała Kate niepewnie. Cała jej siła, którą tak podziwiałam gdzieś zniknęła. Co jest zrozumiałe. Wszyscy, jakby na to nie patrzeć, jesteśmy rodziną. Kate nie musi nikogo bronić. Nie ma jak.
-Mógłbym zadać wam dokładnie to samo pytanie - Ladislaus odsunął się od Kate. - O co w tym wszystkim chodzi?
-Żartujesz sobie? To ty nas tu ściągnąłeś! To twoi ludzie nafaszerowali nas czymś po drodze! - w jej oczach pojawił się znajomy błysk.
-Zło konieczne - wzruszył ramionami.
-Ty sobie kpisz?! Zło konieczne? Więc tak to się teraz nazywa?! - w tej chwili dla tej dwójki nie istniał świat zewnętrzny. Byli tylko oni i ich kłótnia.
-Tak, ja... - urwał.- Nie sprowadziłem was tutaj by się kłócić.
-Sprowadzić to ty sobie możesz ryż z Japonii! - warknęła Kate. 
Nagle Lily złapała Ladislausa za rękę i pociągnęła w stronę Kate. Ją też złapała za rękę.
-Nie kłóćcie się - poprosiła cicho. 
-Kate, ja,.. chcę wyjaśnić całą tę sprawę. Moje przyrzeczenie i... całą resztę - mruknął Ladislaus.
-W takim razie słucham.
Nie mam pojęcie co Lily im zrobiła, ale poskutkowało. Cudotwórczyni.
-Usiądźmy - westchnął Ladislaus. - To nie będzie krótka historia.
Po raz pierwszy zobaczyłam w nim to wszystko co przeżył. Zmęczony głos, zmartwiony wyraz twarzy... nawet się przygarbił - to była zupełnie inna strona Ladislausa, niż ta, którą miałam przykrość poznać.
-Ten jeden raz Colen przekroczył granicę. Przez te wszystkie lata nie ingerowałem w to co robi, nie ukarałem go tak jak jego brata, a to wszystko przez sympatię jaką do niego żywiłem. Wybacz mi Kate - spojrzał na dziewczynę. - Powinienem skręcić mu kark setki lat temu.
-Tak - zgodziła się z nim sucho - powinieneś.
-Tamtego dnia, gdy wróciłem do domu, a was nie było - pokręcił głową. Myślałem, że umrę. Nie mogłem się pogodzić z tym, że zostałyście mi odebrane. Przysiągłem was chronić i zawiodłem - z jego gardła wydobył się szloch. - Nie pomściłem was! Jedyne co mogłem zrobić to dopełnienie przyrzeczenia.
-Jakiego przyrzeczenia? - oczy Lily rozszerzyły się ze strachu.
-Przyrzekłem was chronić. Byłem gotów zapłacić każdą cenę byście żyły. Nawet jeśli oznaczało to, że znienawidzicie mnie na resztę życia.
-Lad, coś ty zrobił?
-W zamian za nasze życia, przez te wszystkie lata zabijałem wszystkich potomków naszej rodziny. By utrzymać równowagę. Krew za krew. Życie za życie - mówił coraz ciszej.
-Dlatego mnie porwałeś? Chciałeś.. chcesz... mnie zabić? - spytałam.
To miało sens. Moje życie w zamian za ich przetrwanie.
-Chciałem póki nie spotkałem cię osobiście. Jesteś jedną z ostatnich, Misa - wyjaśnił. - Teoretycznie rzecz biorąc zabicie cię jest całkiem logiczne - powinnam uciekać już czy zaraz? - Przez cały czas, gdy cię obserwowałem, czułem, że jest coś z tobą nie tak.
-Dzięki - mruknęłam, na co on delikatnie się uśmiechnął.
-Jednak dopiero w Japonii zrozumiałem co. Jesteś anomalią, Misa.
-To, że różni się od innych nie znaczy od razu, że możesz ją nazywać anomalią! - oburzyła się Lily. Ok, tryb matczyny jej się włączył.
-Lily, strasznie matkujesz Misie. Nie zastanawiałaś się dlaczego? - Ladislaus spojrzał na mnie sugestywnie.
-Jest moją potomkinią! I wcale  jej nie matkuję. Po prostu się martwię! - odpowiedziała wzburzona.
-Wiem. Sęk w tym, że... jest też moją spadkobierczynią - oczy dziewczyn rozszerzyły się.
Czy tylko ja nie za bardzo rozumiem o co tu chodzi?
-Dokładnie. Misa, wbrew pozorom, jest ostatnia.
-Dobra, koniec tego! - wkurzyłam się. - Można trochę jaśniej?
-Misa, pochodzi w linii prostej od Lily i Lada. Każde z twoich rodziców było naszym potomkiem - wyjaśniła Kate. - A to oznacza, że ty jesteś ostatnia.
-Niby dlaczego? - zdziwiłam się. - Póki co wiem z tego tyle, że moi rodzice byli ze sobą spokrewnieni... fuj!
-Przysięga, którą złożyłem była wiążąca - powiedział Ladislaus. - Musiałem ją wypełnić za wszelką cenę. Inaczej żadne z nas nigdy nie zaznało by spokoju. Nasza nieśmiertelność to wynik układu, który zawarłem by dopełnić przysięgi. Przez to, że pochodzisz od dwójki z nas jesteś... hmm... - podrapał się po karku. - Jakby to delikatnie powiedzieć...
-Bezpłodna - wtrąciła Kate.
-Wiem, że jestem bezpłodna - mruknęłam.
Gdy w wieku czternastu lat nie dostałam miesiączki mama poszła ze mną do ginekologa. I wyszło szydło z worka...
-Skoro nie możesz mieć dzieci i jesteś ostatnią... nie ma sensu cię zabijać. To nasz koniec - dokończył Ladislaus, a ja czułam jak ulatuje ze mnie całe powietrze.




Po kolejnej długiej przerwie - nowy rozdział. Od razu mówię/piszę, że to tylko przez wakacje. Żadnych kryzysów twórczych!
Po za tym powoli zbliżamy się do końca opowiadania! 
I ostatnia sprawa: by łatwiej było szukać rozdziałów zrobiłam spis treści. To tyle (^.^)
Do następnego rozdziału!

PS. Niedługo szkoła (tak wiem, odkrywcza jestem xd) Cieszycie się?

2 komentarze:

  1. Czytając ten rozdział zaskoczyłam samą siebie przez polubienie Ladislausa . Może udzielają mi się emocje Lily lub zaczynam lubić "tych złych " i stokrotka zaczął być takim troskliwym starszym bratem ~
    Dziękuje za spis treści <3
    "Kiedy mówię , że tęsknię za szkołą mam na myśli koleżanki i odpały na przerwach , a nie to cholerne więzienie " ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże! Już nic nie rozumiem! Jak to Ladislaus żyje? Jak? Dlaczego? Czyżby jakieś czary mary, hokus pokus? xd
    Mam nadzieję, że kiedyś wyjaśnisz to w jaki sposób Stokrotka powrócił do życia :D
    Tymczasem pozdrawiam i ogromnej weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń