Po wizycie u Roberta pojechaliśmy prosto na
lotnisko. Przez całą drogę nikt się nie odzywał, z wyjątkiem krótkich wyjaśnień
typu: „bagaże zostały zabrane, gdy nas nie było” i „wkrótce będziemy na
miejscu”.
Gdy w końcu dotarliśmy na lotnisko odważyłam się
dokładniej przyjrzeć szarej paczce. Była związana sznurkiem, tak jak mama
zawsze obwiązywała makulaturę, którą miałam zanieść do szkoły. Papier nie był
przyjemny w dotyku, raczej szorstki. Tyle zostało z mojego najlepszego
przyjaciela. Nie jest to pocieszające.
-Nasz lot – to Lily.
Wszyscy chodzą wokół mnie na palcach, jakby bali
się, że każdy mocniejszy podmuch może mnie potłuc. Może kiedyś tak było, ale
teraz nie ma nikogo kogo mogłabym się bać.
W samolocie usadowiłam się przy oknie. Nożem,
podanym z kolacją przecięłam sznurem i zdjęłam papier. Moim oczom ukazał się
zwykły zeszyt z zieloną okładką. Nic nadzwyczajnego.
Otworzyłam go na stronie tytułowej. Zaczęłam czytać:
„Dla Misy
Hastings, najlepszej przyjaciółki jaką kiedykolwiek miałem.
Postanowiłem,
że opiszę wszystko co mnie tu spotka w jak najbardziej dokładny sposób, żebyś
wiedziała o wszystkich szczegółach, o których ja mogą zapomnieć do naszego
spotkania. Bo spotkaliśmy się prawda? Mam nadzieję,
że nie minęło zbyt dużo czasu, bo już
tęsknie. Tęsknie… mój Boże, świat się wali. Dobra, koniec tego smęcenia. Będziesz się ze
mnie śmiała przez resztę mojej egzystencji, w której, mam nadzieję, że dalej
będziemy się przyjaźnić.
Dzisiaj
jestem tu drugi dzień. Wczoraj (tj, w dniu przyjazdu) poprosiłem Spirydona (mój
mentor) o zeszyt. Widzisz? Od razu pomyślałem o tobie! Ciesz się plebsie! W
każdym razie, gdy dzisiaj się spotkaliśmy przyniósł mi ten oto zeszyt. I zapas
długopis. To miłe z jego strony nie sądzisz?
Spirydon
przez całą do noc, aż do świtu opowiadał mi o wampirach, zasadach wampirów,
obyczajach wampirów, przepisach międzygatunkowych obowiązujących wampiry… w
całym swoim siedemnastoletnim życiu nie usłyszałem słowa na „w” tyle razy w tak
krótkim czasie. Ogółem wszystko o czym gadał, pomimo tego, że jest równym
gościem, było beznadziejnie nudne (można w ogóle mówić, że coś jest
beznadziejnie nudne? A może powinienem napisać „beznadziejne i nudne”?).
Oczywistym jest, że za wiele go nie słuchałem. Potem kazał mi się położyć spać.
A ja, taki szatan się nie posłuchałem (błahahah! Jestem tak bardzo zły!) i
piszę do ciebie. Powinnaś być mi wdzięczna po wszech czasy. Żartuję, nie
musisz. Ołtarzyk wystarczy.
Ale
teraz to naprawdę idę spać, bo jest jedenasta rano i oczy mi się kleją. Do
zobaczenia!
Cześć,
Misa! Mamy ranek trzeciego dnia. Przez całą noc włóczyłem się ze Spirydonem po
mieście i poznawałem jego kumpli. Wszyscy są do chrzanu! Zero poczucia humoru,
nie lubią się bawić, a słowo taniec kojarzy im się z walcem wiedeńskim. I mówią
w totalnie dziwny sposób. Do każdego zwracają się per „pan” lub „nadobna
panienka”. Co oni, u Szekspira grają, czy jak? Nie to żebym miał coś do
Szekspira, wiesz, że na niczym nie śpi mi się tak dobrze jak na problemach Romea
i Julii, a jęczeniu Hamleta będę wdzięczny po wsze czasy za maskowanie mojego
chrapania na angielskim. Ale nie przesadzajmy z tym uwielbieniem.
A
jutro będę się uczyć japońskiego. Bo jak się okazuje nie wszyscy znają
angielski. Pomyślałabyś?
Spiridon
jest ekstra! Jakimś cudem w dwie noce wtłoczył do mojej głowy japoński! On
twierdzi, że to przez to, że jestem wampirem (nie za dużo tego „że”?) i mogę
wykorzystywać parę procent mózgu więcej niż człowiek! Czaisz to? Jestem od
ciebie mądrzejszy! A ty zawsze twierdziłaś, że jestem głąbem!
I
tak, przyznaję się bez bicia, nie pisałem ostatnio. Dziś jest mój piąty dzień
tutaj. Ale cały czas padam z nóg. To pewnie przez tę okropną atmosferę rodem z
horroru, którą wszyscy uwielbiają. No i robię się głodny. U Colena krew
dostawałem codziennie, a tutaj jestem piąty dzień i nic. Wybacz, pewnie nie
masz ochoty słuchać o krwi, co? Pamiętam jak zawsze się wzdrygałaś kiedy
podsuwałem ci butelkę pod nos. Wyglądałaś jakbyś miała zemdleć. Albo jak
ganiałem cię po korytarzach. Wiedziałaś, że już wypiłem a i tak uciekałaś. To
było zabawne. Fajnie było by to kiedyś powtórzyć. Może jutro od dnia, w którym
to czytasz? Chodzi mi o to że… załóżmy, że czytasz to w jakiś piątek, nie?
Poganiajmy się w sobotę, rozumiesz? Nie? Jaśniej tego nie wytłumaczę, zapytaj
mnie przy najbliższym spotkaniu. Dobra, kończę już, bo druga w południe to
najwyższy czas na sen.
Nie
wiem, który dzień od naszej rozłąki dziś wypada. Nie pisałem co najmniej kilka
dni. Spirydon zabrał mnie do miasta, żebym… polował. Okazuje się, że tu będę
musiał zabijać. Misa, ja nie chcę tego robić! To jest straszne! Tamten facet
był niewinny, nic mi nie zrobił, a ja… Misa, musimy się spotkać. Nie wytrzymam
tu dłużej. To miejsce… ono zabija mnie od środka. Proszę, Misa spotkajmy się.
Nie
zamierzam więcej pisać. To mój ostatni raz kiedy opisuję moje życie dla ciebie.
Odnalazłem się tu. Nie wiem jak mogłem panikować z tak błahego powodu. Mam
zamiar tu zostać na zawsze, jeśli kiedyś się spotkamy przekażę ci ten zeszyt. Jedno
jest pewne – nie zamierzam cię szukać. Jesteś wspomnieniem tego jaki byłem
kiedyś. Bardzo miłym i ciepłym, ale jednak tylko wspomnieniem.
Robert
Z mojego gardła wydobył się szloch. Ty też jesteś
moim wspomnieniem Robercie. Bardzo bolesnym, a jednocześnie wspaniałym, ale
tylko wspomnieniem. Nienawidzę cię za to. Nie chcę byś był tylko czymś co
kiedyś było, a co już nie wróci.
-Hej, co się dzieje? – siedząca obok mnie Veronica
miała zmartwioną minę.
-Nic – czknęłam.
Zerknęła na zeszyt.
-To od twojego przyjaciela?
Kiwnęłam głową.
-Ból kiedyś minie.
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się, z całych siły
przytulając się do zeszytu, jakby mógł mi zastąpić wszystko co do tej pory
straciłam.
-Zobaczysz ból minie i wszystko się ułoży. Teraz
może być już tylko lepiej – gdy zamykałam oczy, mogę przysiąc, że kątem oka
dostrzegłam na jej twarzy ulgę pomieszaną z zadowoleniem.
Ale w tamtej chwili to nie było ważne. Liczył się
tylko zeszyt, zawierający opis ostatnich dni Roberta jakiego znałam. Co prawda zapisał to w kiepskim stylu, ale... to był on. Wszystko co po nim zostało.
Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale nie mam zbytnio dostępu do internetu.
Kurde, to było takie... o jejku. Te kilka ostatnich rozdziałów łącznie z tym, to mimo tego, że są dość krótkie, przepłakałam.;-; Jak człowiek... tfu, wampir może się tak szybko zmienić i wgl.>.< Weny^^
OdpowiedzUsuńKurcze no ... czemu Robert jest taki? A ja myślałam że jak w poprzednim rozdziale się spotkali to będą happy i wgl a tu takie o! SZOK! I teraz jeszcze ten jego pamiętnik ... Jezu no! Mącisz mi w umyśle :P Czekam niecierpliwie na next ;)
OdpowiedzUsuńWeny! ^_^
Pozdrawiam
Alex