sobota, 23 maja 2015

Rozdział 12 "Z pamiętnika Roberta"

Po wizycie u Roberta pojechaliśmy prosto na lotnisko. Przez całą drogę nikt się nie odzywał, z wyjątkiem krótkich wyjaśnień typu: „bagaże zostały zabrane, gdy nas nie było” i „wkrótce będziemy na miejscu”.
Gdy w końcu dotarliśmy na lotnisko odważyłam się dokładniej przyjrzeć szarej paczce. Była związana sznurkiem, tak jak mama zawsze obwiązywała makulaturę, którą miałam zanieść do szkoły. Papier nie był przyjemny w dotyku, raczej szorstki. Tyle zostało z mojego najlepszego przyjaciela. Nie jest to pocieszające.
-Nasz lot – to Lily.
Wszyscy chodzą wokół mnie na palcach, jakby bali się, że każdy mocniejszy podmuch może mnie potłuc. Może kiedyś tak było, ale teraz nie ma nikogo kogo mogłabym się bać.
W samolocie usadowiłam się przy oknie. Nożem, podanym z kolacją przecięłam sznurem i zdjęłam papier. Moim oczom ukazał się zwykły zeszyt z zieloną okładką. Nic nadzwyczajnego.
Otworzyłam go na stronie tytułowej. Zaczęłam czytać:
Dla Misy Hastings, najlepszej przyjaciółki jaką kiedykolwiek miałem.
Postanowiłem, że opiszę wszystko co mnie tu spotka w  jak najbardziej dokładny sposób, żebyś wiedziała o wszystkich szczegółach, o których ja mogą zapomnieć do naszego spotkania. Bo spotkaliśmy się prawda? Mam nadzieję, że nie minęło zbyt dużo czasu, bo już tęsknie. Tęsknie… mój Boże, świat się wali.  Dobra, koniec tego smęcenia. Będziesz się ze mnie śmiała przez resztę mojej egzystencji, w której, mam nadzieję, że dalej będziemy się przyjaźnić.
Dzisiaj jestem tu drugi dzień. Wczoraj (tj, w dniu przyjazdu) poprosiłem Spirydona (mój mentor) o zeszyt. Widzisz? Od razu pomyślałem o tobie! Ciesz się plebsie! W każdym razie, gdy dzisiaj się spotkaliśmy przyniósł mi ten oto zeszyt. I zapas długopis. To miłe z jego strony nie sądzisz?
Spirydon przez całą do noc, aż do świtu opowiadał mi o wampirach, zasadach wampirów, obyczajach wampirów, przepisach międzygatunkowych obowiązujących wampiry… w całym swoim siedemnastoletnim życiu nie usłyszałem słowa na „w” tyle razy w tak krótkim czasie. Ogółem wszystko o czym gadał, pomimo tego, że jest równym gościem, było beznadziejnie nudne (można w ogóle mówić, że coś jest beznadziejnie nudne? A może powinienem napisać „beznadziejne i nudne”?). Oczywistym jest, że za wiele go nie słuchałem. Potem kazał mi się położyć spać. A ja, taki szatan się nie posłuchałem (błahahah! Jestem tak bardzo zły!) i piszę do ciebie. Powinnaś być mi wdzięczna po wszech czasy. Żartuję, nie musisz. Ołtarzyk wystarczy.
Ale teraz to naprawdę idę spać, bo jest jedenasta rano i oczy mi się kleją. Do zobaczenia!

Cześć, Misa! Mamy ranek trzeciego dnia. Przez całą noc włóczyłem się ze Spirydonem po mieście i poznawałem jego kumpli. Wszyscy są do chrzanu! Zero poczucia humoru, nie lubią się bawić, a słowo taniec kojarzy im się z walcem wiedeńskim. I mówią w totalnie dziwny sposób. Do każdego zwracają się per „pan” lub „nadobna panienka”. Co oni, u Szekspira grają, czy jak? Nie to żebym miał coś do Szekspira, wiesz, że na niczym nie śpi mi się tak dobrze jak na problemach Romea i Julii, a jęczeniu Hamleta będę wdzięczny po wsze czasy za maskowanie mojego chrapania na angielskim. Ale nie przesadzajmy z tym uwielbieniem.
A jutro będę się uczyć japońskiego. Bo jak się okazuje nie wszyscy znają angielski. Pomyślałabyś?

Spiridon jest ekstra! Jakimś cudem w dwie noce wtłoczył do mojej głowy japoński! On twierdzi, że to przez to, że jestem wampirem (nie za dużo tego „że”?) i mogę wykorzystywać parę procent mózgu więcej niż człowiek! Czaisz to? Jestem od ciebie mądrzejszy! A ty zawsze twierdziłaś, że jestem głąbem!
I tak, przyznaję się bez bicia, nie pisałem ostatnio. Dziś jest mój piąty dzień tutaj. Ale cały czas padam z nóg. To pewnie przez tę okropną atmosferę rodem z horroru, którą wszyscy uwielbiają. No i robię się głodny. U Colena krew dostawałem codziennie, a tutaj jestem piąty dzień i nic. Wybacz, pewnie nie masz ochoty słuchać o krwi, co? Pamiętam jak zawsze się wzdrygałaś kiedy podsuwałem ci butelkę pod nos. Wyglądałaś jakbyś miała zemdleć. Albo jak ganiałem cię po korytarzach. Wiedziałaś, że już wypiłem a i tak uciekałaś. To było zabawne. Fajnie było by to kiedyś powtórzyć. Może jutro od dnia, w którym to czytasz? Chodzi mi o to że… załóżmy, że czytasz to w jakiś piątek, nie? Poganiajmy się w sobotę, rozumiesz? Nie? Jaśniej tego nie wytłumaczę, zapytaj mnie przy najbliższym spotkaniu. Dobra, kończę już, bo druga w południe to najwyższy czas na sen.

Nie wiem, który dzień od naszej rozłąki dziś wypada. Nie pisałem co najmniej kilka dni. Spirydon zabrał mnie do miasta, żebym… polował. Okazuje się, że tu będę musiał zabijać. Misa, ja nie chcę tego robić! To jest straszne! Tamten facet był niewinny, nic mi nie zrobił, a ja… Misa, musimy się spotkać. Nie wytrzymam tu dłużej. To miejsce… ono zabija mnie od środka. Proszę, Misa spotkajmy się.

Nie zamierzam więcej pisać. To mój ostatni raz kiedy opisuję moje życie dla ciebie. Odnalazłem się tu. Nie wiem jak mogłem panikować z tak błahego powodu. Mam zamiar tu zostać na zawsze, jeśli kiedyś się spotkamy przekażę ci ten zeszyt. Jedno jest pewne – nie zamierzam cię szukać. Jesteś wspomnieniem tego jaki byłem kiedyś. Bardzo miłym i ciepłym, ale jednak tylko wspomnieniem.
Robert

Z mojego gardła wydobył się szloch. Ty też jesteś moim wspomnieniem Robercie. Bardzo bolesnym, a jednocześnie wspaniałym, ale tylko wspomnieniem. Nienawidzę cię za to. Nie chcę byś był tylko czymś co kiedyś było, a co już nie wróci.
-Hej, co się dzieje? – siedząca obok mnie Veronica miała zmartwioną minę.
-Nic – czknęłam.
Zerknęła na zeszyt.
-To od twojego przyjaciela?
Kiwnęłam głową.
-Ból kiedyś minie.
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się, z całych siły przytulając się do zeszytu, jakby mógł mi zastąpić wszystko co do tej pory straciłam.
-Zobaczysz ból minie i wszystko się ułoży. Teraz może być już tylko lepiej – gdy zamykałam oczy, mogę przysiąc, że kątem oka dostrzegłam na jej twarzy ulgę pomieszaną z zadowoleniem.
Ale w tamtej chwili to nie było ważne. Liczył się tylko zeszyt, zawierający opis ostatnich dni Roberta jakiego znałam. Co prawda zapisał to w kiepskim stylu, ale... to był on. Wszystko co po nim zostało.

Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale nie mam zbytnio dostępu do internetu. 


2 komentarze:

  1. Kurde, to było takie... o jejku. Te kilka ostatnich rozdziałów łącznie z tym, to mimo tego, że są dość krótkie, przepłakałam.;-; Jak człowiek... tfu, wampir może się tak szybko zmienić i wgl.>.< Weny^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze no ... czemu Robert jest taki? A ja myślałam że jak w poprzednim rozdziale się spotkali to będą happy i wgl a tu takie o! SZOK! I teraz jeszcze ten jego pamiętnik ... Jezu no! Mącisz mi w umyśle :P Czekam niecierpliwie na next ;)
    Weny! ^_^
    Pozdrawiam
    Alex

    OdpowiedzUsuń