Gdy nie odpowiadałam na bezsensowne pytania, siedziałam w swoim pokoju. Czasem zaglądała do mnie Kate lub Lily. Przeważnie ta druga.
Trwałam w zawieszeniu przez dwa tygodnie. I dziś mogę powiedzieć o tym tylko jedno: mam dość. Może i ta cała sprawa z Ladislausem wywróciła moje życie do góry nogami (nie miałam nawet kiedy porządnie przeżyć żałoby po rodzinie), ale wciąż mam całe życie przed sobą! Nie chcę spędzić go pod kloszem, bezpiecznie trzymana w ośrodku, pod kontrolą Colena. Zawsze miałam ambicje, marzenia, plany. Czemu teraz, gdy, teoretycznie, jestem wolna i mogę chodzić bez strachu po ulicach, miałabym nie wrócić do tego? Pod nowym nazwiskiem, w nowym miejscu mogłabym zacząć wszystko od nowa. Tak jak Robert. Bez przeszłości. Bez żalu. Ukończyłabym liceum, potem studia, znalazła przyjaciół. Żyłabym dla siebie, a nie dla cudzych poleceń.
-Misa, Colen chce z tobą porozmawiać! - krzyk z korytarza. Veronica. Jak zwykle to samo.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Powłócząc nogami ruszyłam w stronę gabinetu Colena. Znów będą mnie męczyć przez kilka godzin tymi samymi pytaniami? A myślałam, że to już koniec. Wczoraj ani przedwczoraj ich nie było.
-Co jest? - spytałam, gdy weszłam do środka.
Ku mojemu zaskoczeniu, prócz Colena, w pokoju nie było nikogo.
-Usiądź, Miso. Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać - uśmiechnął się przyjaźnie. Ja się nie zgadzam! Żadnych poważnych rozmów! Jestem na nie! Mogę powiedzieć nie?
Usiadłam.
-Musimy coś z tobą zrobić, Misa. Przedyskutowałem tę sprawę z innymi i wszyscy jesteśmy zdania, że najwyższy czas byś ułożyła sobie życie. Jesteś niemal dorosła, nie może być tak, że inni są za ciebie odpowiedzialni - zaczął Colen.
Czyżby ta rozmowa nie szła w aż tak złym kierunku?
-Dlatego w najbliższym czasie znajdziemy ci jakie zajęcie na terenie ośrodka. Dalej będziesz tu mieszkać, po prostu będziesz miała obowiązki. Jak Veronica czy Kate i Lily - kontynuował.
Nie. Pomyłka. Ta rozmowa szła w koszmarnym kierunku.
- A co ze szkołą? - przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jaką szkołą? Wiesz jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Ludzie cię szukają. Spora część społeczeństwa uważa cię za winną, a twoją nieobecność traktuje jako niepodważalny dowód swoich przekonań. Nie możesz iść do szkoły, to oczywiste.
-Ale... co z fałszywymi dokumentami? Przecież mogłabym się przeprowadzić... gdziekolwiek i tam skończyć szkołę, zacząć żyć własnym życiem - Colen nie jest głupi. On po prostu chce mnie tu zatrzymać. Pod kloszem, na resztę życia.
-Niby tak, ale... - zrobił współczującą minę. - W dalszym ciągu nie wiemy jaką masz zdolność. Musisz tu zostać, przynajmniej do czasu, gdy jej nie opanujesz.
-A może ta cała zdolność nigdy się nie pojawi. Colen, chcę stąd odejść i zacząć nowe życie. Bez tego całego nadprzyrodzonego bagażu - wyznałam.
Nie mam zamiaru tutaj zostać na resztę swoich dni. Każdy odchodzi, każdy ma do tego prawo!
-Moja droga, zrozum, że,,, - zaczął ponownie, ale mu przerwałam:
-Nie, Colen. Nie chcę tego rozumieć. Mam prawo do własnego życia. Takiego jakiego chcę. Nie masz prawa za mnie decydować! - wybuchłam. (Najdojrzalsze to wcale nie było...)
-Teoretycznie masz rację. Tylko, że... widzisz, sprawa jest niezmiernie delikatna.... - plątał się.
Dziękujemy. Czyli po dobroci nie przejdzie. Czyli nie mam innego wyjścia jak zwiać stąd na własną rękę. Cholera, skąd ja wezmę pieniądze? I nowe dokumenty?
-Koniec rozmowy - ucięłam. - Zgaduję, że myślisz o swoim wyborze jako o najlepszym dla mnie. Ale ja tego nie chcę, tej twojej dobroci. Musze nauczyć się samodzielności - wyszłam.
Jaki jest plan? Cały czas to odkładałam na później. "Później" właśnie przyszło. Co teraz? Gdybym mogła prosić kogoś o pomoc to kogo? Lily! Przez te dziwne pokrewieństwo jest taka... ok, niezbyt mi się podoba, że jedyne słowo jakiego mogę użyć to łatwowierna.
-Colen nie pozwolił ci odciąć pępowiny, co? - usłyszałam obok siebie.
Zdezorientowana rozejrzałam się. Byłam tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyłam Kate, stojącej przy ścianie.
-Można tak powiedzieć - mruknęłam.
-Co z tym zrobisz?
-Hmm... ja... - podrapałam się po głowie. Co jej miałam powiedzieć? Głupotą byłoby wsypanie samej siebie.
-Jasne, to wyjątkowo głupie - stwierdziła. - Ale nie martw się. Po tym magicznym BUM!, które wywołał Ladislaus kilkaset lat temu, każdy ma coś z głowa. Nawet ja i Lily. Tylko nie jesteśmy na tyle głupie, by o tym gadać. I jak widać ty też nie - odwróciła się w stronę drzwi. - Lily! Czas się zbierać! - jej twarz ozdobił radosny uśmiech.
Z pokoju wyjrzała młodsza z sióstr.
-Zdeklarowała się? - spojrzała na mnie niedowierzająco.
-Mhm.
-Wreszcie!
-Dokładnie! Nie będę musiała patrzeć na tę wstrętną gębę tego... - Kate nie dokończyła.
Zaraz. Kurwa. Że. Niby. Co?! Że. JAK?!
Może mnie ktoś oświecić co zrobiła Kate? Bo jakoś trudno to ogarnąć.