piątek, 20 marca 2015

Rozdział 6: Nauki Ladislausa

Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w ogromnym, luksusowym apartamencie. Skąd ja się tu wzięłam? Ostatnie co pamiętam to staruszka. Chciała mi pomóc. Miałam do niej iść i skontaktować się z Teresą. A później... ŁUP! Pustka. Ciemność.
-Wreszcie się obudziłaś! - stwierdził rozbawiony chłopięcy głos. - Nareszcie~Obserwowanie jak śpisz wcale nie jest fascynującym zajęciem.
Rozejrzałam się. Prócz mnie nikogo nie było w pokoju. Trzask otwieranych drzwi rozproszył moją uwagę.
Cholera. Jest źle. Bardzo źle. Spośród wszystkich istniejących, ładnych, luksusowych apartamentowców to właśnie w tym, do którego ma dostęp Ladislaus musi mieszkać ta kobieta (bo zakładam, że ta historia potoczyła się tak: ja dziwnym trafem zemdlałam, a ona sama bądź z czyjąś pomocą zatargała mnie do swojego domu i położyła na łóżku. Teraz pewnie poszła po wodę czy coś w tym rodzaju.)?!
-Dobrze cię znów widzieć, Miza - powiedział, przyglądając mi się z lekkim uśmiechem.
Nie odpowiedziałam. Mogłam jedynie wpatrywać się w niego z szeroko otwartymi ustami. Przy czym nie uszło mojej uwadze, że ciemnych spodniach, jasnej koszuli i czarnej marynarce wyglądał obłędnie. Nie jak rasowy morderca, a uwodzicielski gentelman.
-Czemu nic nie odpowiadasz, my lady? Świetnie się bawiliśmy ostatnim razem. To było jak... - zawahał się - spotkanie pokrewnej duszy.
Czar prysł. To jak wyglądał i na kogo wyglądał zeszło na dalszy plan. Po raz pierwszy zobaczyłam go takiego jakim był. Jego obrzydliwą, oślizgłą duszę pełną robactwa. Skrwawioną cudzą krwią, pełną arogancji i chęci mordu.
- Zabiłeś moich rodziców! - warknęłam.
Jakim cudem mogłabym być jego pokrewną duszą?! Pomijając fakt, że nie ma czegoś takiego jak pokrewne dusze, nie łączy mnie z nim absolutnie nic.
-Ach, tak!! Oni... twoja matka i ja nigdy zbytnio się nie lubiliśmy. Różnica charakterów - wyjaśnił. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Coraz bardziej przypominał obłąkanego.
-Morderstwo to sposób na poprawę waszych relacji, co? - sarknęłam.
-Nie. To była lekcja. Dla ciebie - otworzyłam usta by powiedzieć mu co myślę o jego sposobach nauczania, ale uniósł rękę skutecznie mnie uciszając. W jego oczach zalśniła lodowata obojętność. Widać skończył się czas na dyskusję. - A teraz czas na kolejną.
Do pokoju weszła staruszka. Ta sama, która chciała mi pomóc. Nie wierzę, że jeszcze żyje skoro Ladislaus się wprosił.
-To Yan Lin. Chinka. Lin poznaj proszę Misę Hastings, angielkę - przedstawił nas sobie.
Kobieta zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem, tak druzgocąco innym od ciepłego zmartwienia, które wcześniej od niej promieniowało. Już nie przypominała staruszki. Stała wyprostowana, zmarszczki gdzieś zniknęły. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat.
-Lekcja druga, Miza. Poszłaś za tą kobietą jak niewinny baranek na rzeź. Yan Lin liczyła jedynie na względy z mojej strony - Ladislaus spojrzał drwiąco na kobietę - których oczywiście, nie otrzyma.
W błyskawicznym tempie wyjął nóż z kieszeni spodni i odciął głowę od korpusu. Ktoś zaczął krzyczeć. Ladislaus zacmokał niezadowolony.
-Osobiście nie przepadam za białą bronią. Jest taka pospolita - spojrzał z obrzydzeniem na trupa - jak ona.
Jak to w ogóle możliwe, że przeciął jej kręgosłup?! Przecież to nie jest możliwe! Nie zwykłym nożem!
Gdzieś w środku histerii zorientowałam się, że to ja krzyczę. Oszołomiona zamknęłam usta i wpatrywałam się w zwłoki kobiety. Czarna posoka wypływała z przeciętnych żył i tętnic, a ciało - choć nikt go nie dotykał - zwęgliło się na popiół.
-Jak mówiłem, Miza. Lekcja druga. Nigdy nikomu nie ufaj. Nie każdy będzie tak miły jak ja i uciszy zdrajców - powiedział swoim głębokim barytonem.
Od tamtej krew kojarzyła mi się z jego głosem.
Nie odpowiedziałam mu. Nie potrafiłam. Z resztą co miałabym mu powiedzieć? Że się z nim nie zgadzam? Śmieszne. Z pewnością znalazłby krwawy sposób na udowodnienie mi swoich racji.
Ladislaus kontynuował swój monolog, ale nie słyszałam ani jednego słowa. W uszach mi szumiało, A na krańcach widnokręgu pojawiła się czarna oblamówka. Mimo to nie mogła oderwać wzroku od pozostałości po staruszce. Fakt, że to wcale nie jest jej dom, a ona pragnęła mojej śmierci docierał do mnie jak przez mgłę. Chciałam zamknąć oczy i zapomnieć. Umrzeć.



Czym jest zdrada? Jak wielka może być? W którym momencie przestaje być bolesną niespodzianką i przeobraża się w spodziewane zagranie? Oczywiście w sytuacji Teresy nie można mówić o zdradzie. Znała swojego brata wystarczająco  dobrze by wiedzieć, że jego wizyta nigdy nie oznacza nic dobrego.
Gdy uchyliła powieka znajdowała się na dachu. Z zachodu wiał porywisty wiatr zatykający uszy i utrudniający widzenie.
-Co jest siostrzyczko? Wyglądasz na zdezorientowaną - sarkastyczny uśmiech wypełzł na twarz ciemnowłosego.
-Co to za miejsce, Kirisaki? - spytała Teresa mrużąc oczy,
-Nie poznajesz?! Ty?! A zawsze narzekasz, że to ja nie szanuję rodziny - parsknął w odpowiedzi Kirisaki.
Teresa dźwignęła się na nogi i w błyskawicznym tempie sięgnęła do pochwy. Chwyciła powietrze. Zarówno pochwa jak i miecz zniknęły.
-Sądziłaś, że zostawię ci tę twoją zabawkę? W życiu! Może i nie zrobisz mi nią wielkiej krzywdy, ale jest trochę zbyt ostra jak dla ciebie.
-Należał do.... - zaczęła wściekłym tonem Teresa, jednak Kirisaki jej przerwał:
-Wiem., Cioteczny wujek babci taty siostry brat... bla bla bla... przodkowie... bla bla bla szacunek bla bla bla chronić przed zapomnieniem bla bla bla - chłopak wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
-Jesteś taka głupia! - syknął na koniec i z całej siły kopnął Teresę w brzuch.
Nie zdążyła zareagować. Siła odrzutu wyrzuciła ją na drugi koniec dachu, gdzie boleśnie uderzyła o murek.
-Byliśmy rodziną - szepnęła, podnosząc się z trudem.
Przez następne kilka chwil Kirisaki ją atakował, a ona się broniła. Żaden z jej ciosów nie miał na celu skrzywdzenia ciemnowłosego, a jedynie obronę siebie.




W Anglii zaczynało zmierzchać, gdy telefon Colena zadzwonił. Siedział akurat w swoim gabinecie razem z Veronicą. Prowadzili zażartą dyskusję na temat sióstr Wood.
-Te dziewczyny mnie niepokoją - stwierdziła z niezadowoleniem Veronica. - Są... inne,
-Tu każdy jest inny, Ver. One też - odparł w odpowiedzi Colen.
-Przecież wiem! Ale one są inne od wszystkich - naciskała Veronica- i z dnia na dzień są cora gorsze.
-Przesadzasz, Ver - zbył ją Colen.
-Wcale... - zaczęła oburzona dziewczyna, ale w tym momencie zadzwonił telefon.
Colen natychmiast złapał komórkę i przyłożył ją do ucha.
-Halo? -  im dłużej słuchał, tym bardziej rzedła mu mina. -  Jesteś pewien? - spytał cicho na koniec. - Dobrze, dzięki za informacje. Zadzwonię za dwie godziny.
-Co się dzieje? - spytała Veronica, gdy Colen rzucił komórkę z powrotem na biurko.
-Teresa i Misa zaginęły - wyrzucił z siebie.
-Co?! - Veronica poderwała się z krzesła. - Jakim cudem?!
-Ircuck miał je obserwować. Najpierw Misa wyszła, a kilka godzin później mężczyzna z dwoma kobietami weszli do budynku i uprowadzili Teresę. Z opisu wynika, że tym mężczyzną jest najprawdopodobniej Kirisaki, brat Teresy - stwierdził Colen siląc się na spokój.
-Kirisaki... pamiętam go. Gdy byliśmy dzieciakami uwielbiał zaczepiać ludzkie nastolatki, bo wiedział, że jest silniejszy. Hamowałyśmy jego zapędy z Tess, ale on szybko się wyniósł - mruknęła Veronica.
-Taa... najwyraźniej teraz nikt nie hamuje jego zapędów! - warknął Colen.
-Zbiorę wszystkich - mruknęła Veronica, po czym wstała, szybkim krokiem podeszła do drzwi, gwałtownie je otworzyła i... stanęła wmurowana.
-Co ty tu robisz, Lily? - spytała, taksując dziewczynę wzrokiem.
-Ja... - dziewczyna zaczęła nerwowo skubać skórki przy paznokciach. - Ja chyba wiem co się stało z Misą.




-Lekcja trzecia, Miza. Ból jest twoim sprzymierzeńcem... czujesz ból, prawda? Krzyczysz, więc się zgadzasz. Ale to dobrze, że cię boli. Wszyscy, których zabiłem byli niewrażliwi na ból. Ale skoro cierpisz to znak, że nie powinienem cię niszczyć, co? Tylko, że zabrnąłem już za daleko w tę samolubną zabawę w zbawiciela. Płaczesz, Miza. Ból to fascynujące zjawisko, nieprawdaż? Zwłaszcza, gdy pochodzi z tak małej cząstki osobowości. Bo czym że jest oderwanie kilku palców wobec zmiażdżenia żeber i narządów wewnętrznych? Niczym poważnym. To dobrze, że boli, Miza. Gdyby nie bolało to znaczyłoby, że umierasz. A tak... wiemy, że żyjesz. No już uśmiechnij się, my lady. Przecież ból jest miernikiem człowieczeństwa. A ty kochasz być człowiekiem... Lekcja czwarta, to nie ja jestem tym złym w tej historii. Ja ci pomagam, rozumiesz? Pomagam wszystkim pokoleniom naszej rodziny. Nie wiedziałaś o tym, Miza? Jesteśmy rodziną... Colen ci nie powiedział? A pro pos Colena, opowiadał ci o swoim najlepszym przyjacielu? Nie? W takim razie ukarzę go za to przy najbliższym spotkaniu. Pewnie już tu jedzie. Będzie chciał cię uratować. Ciebie i tę dziewczynę, siostrę Kirisakiego. Ale to nic, Miza. Nie odbierze mi cię. Bo jesteś moja, wiesz? Jesteś jedyną, która mi pozostała.... ostatnia nadzieja...
Nie wiem ile minęło czasu. Pamiętam jedynie jego słowa, wwiercały się w mój mózg. Razem z bólem rzeźbiły linie na moim ciele. Jak bardzo skrzywdził mnie Ladislaus? Tego nie da się opisać. Cierpiąc tortury w tym luksusowym apartamencie dowiedziałam się o rzeczach, których wolałabym nie wiedzieć. To było piekło. Luksusowe, pełne miękkich poduszek piekło. 
I leżąc na miękkiej pościeli zagłębiłam się w swoich myślach, jednocześnie będąc wciąż na miejscu i cierpiąc. W nielicznych chwilach, w których Ladislaus wychodził z pokoju zastanawiałam się jak uciec. Ale wiedziałam, że nie ma ucieczki. Stopniowo przestał mnie obchodzić ból, moje palce, kości i całe płaty mięsa leżące na podłodze. To wszystko... przestało mieć znaczenie. 
I kiedy tak myślę o tym... to było straszne. Taka bezuczuciowa pustka. Ale gdybym czuła to popadłabym w obłęd. To była prawdziwa lekcja Ladislausa, nie te podpunkty. Jego prawdziwa lekcja nie miała w sobie nic z moralności czy etyki. Była prosta i krótka: Lepiej być bezuczuciowym mordercą niż oszalałą z bólu ofiarą.
Co mogłam zrobić? Poszłam za jego nauką.



Tam ta ram... jest! Nie umiem zbytnio opisywać rzezi, więc wyszło jak wyszło. Z czasem może się tego "naumiem", ale póki co się na to nie zapowiada. 

CZYTASZ? SKOMENTUJ! To cieszy, gdy wiesz, że masz dla kogo pisać.
Do nexta! 

3 komentarze:

  1. O.o. Dosyć.. krwawe. Płaty mięsa.. dobrze, że do tego nie dałaś obrazka. Ogólnie rozdział fajny. Faktycznie Misa głupio zrobiła, idąc za staruszką. A miałam ją za myślącą dziewczynę XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo... aż mnie ciarki przeszły po tych płatach mięsa... brrr
    Ale i tak super, coś nowego się dzieje!
    Czekam na NEXTA!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wowww świetny rozdział i ty świetnie piszesz :) lubię takie historię
    obserwuję bloga i czekam na następny wpis

    zapraszam http://by-paolka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń