"Jest w
waszym życiu dzień, który chcielibyście zmienić? Z pewnością. Moja najlepsza
(zmarła już) przyjaciółka na pewno wolałaby nie wychodzić z domu dwudziestego
czwartego kwietnia 2013 roku. Gdyby wiedziała, że wpadnie pod ciężarówkę jadącą
zbyt szybko nie ruszała by się tamtego dnia z domu. Ja gdybym wiedziała, że
poznam Ladislausa Wodostockiego i zginą przez niego moi rodzice też nie
ruszałabym się z domu. A tak... stało się. A ja nie mogę nic z tym zrobić.
Co wiem o
Ladislausie Wodostockim? Tyle co nic. Jest zdolny do morderstwa, nie starzeje
się i prawdopodobnie jest nieśmiertelny. Co on wie o mnie? Pokusiłabym się o stwierdzenie: wszystko. I z jakiegoś
powodu żywi do mnie zabójczą urazę - dosłownie. Co ja mogę z tym zrobić?
Absolutnie nic."
Westchnęłam. Prowadzenie pamiętnika jednak nie było dobrym pomysłem.
Nigdy nie byłam szczególnie dobra w zapisywaniu swoich uczuć. Wolałam opowiadać
o tym przyjaciółkom. Niestety nie ma ich teraz przy mnie. Wszystkie są w swoich
bezpiecznych domach i nie martwią się, że czyha na nie psychopata. Chodzą do
szkoły, narzekają na nauczycieli i prace domowe. Pewnie już o mnie zapomniały.
Bo kim niby jestem? Dziewczyną, która zniknęła w niewyjaśnionych
okolicznościach po śmierci rodziców. Może nawet podejrzewają, że to ja ich
zabiłam? Ludzie z mojej szkoły łatwo i szybko wydają osądy. A ja... przez
wszystkie lata zachowywałam się tak samo.
-Misa! - wrzask Colena przeszył powietrze.
Czego on znowu ode mnie chce? Byłam na treningu i starałam się być jak
najlepsza. Po ponad miesiącu codziennego wysiłku moja figura wygląda tak dobrze
jak nigdy. I cieszy mnie to bardziej niż średnia 4.9 na semestr. A to z kolei
jest dziwne, bo 4.9 to moja wymarzona średnia. A że żyję jedynie szkołą...
stop. Nie żyję - żyłam. Żyłam jedynie szkołą.
Moje życiowe dywagacje przerwało głośne pukanie do drzwi.
-Misa - zaczęła Veronica wchodząc do pokoju - Colen cię woła.
-Wiem - westchnęłam. - Już idę.
-Misa - zaczęła Veronica wchodząc do pokoju - Colen cię woła.
-Wiem - westchnęłam. - Już idę.
Wstałam z łóżka i razem wyszłyśmy z pokoju.
Veronica jest siostrą przyrodnią Colena. Wygląda na delikatną. Gdy
spotkałyśmy się po raz pierwszy miałam wrażenie, że patrzę na porcelanową
lalkę: jasna cera, ciemne włosy i oczy, krwistoczerwone usta wygięte w
delikatnym uśmiechu. Szybko się przekonałam, że ta dziewczyna nie ma z
delikatnością nic wspólnego. Przypominała mi o tym na każdym treningu.
Biuro Colena znajduje się piętro niżej i o ile nikt się nie
wydziera - panuje tam niczym nie zmącona cisza - zupełne przeciwieństwo
korytarza, przy którym mieści się mój pokój.
Razem weszłyśmy do środka, Veronica szepnęła coś bratu do ucha, skinęła
głową w moją stronę i wyszła.
-Co się stało? - spytałam siadając na krześle przed jego biurkiem.
-Mam dla ciebie dokumenty - odpowiedział posępnie.
-Dokumenty? Jakie dokumenty?
-Wszystkie jakie będą ci potrzebne.
-Oh - zrozumiałam o czym mówi Colen.
To oczywiste, że dokumenty będą mi potrzebne. Przecież pewnego dnia będę
musiała zacząć żyć na własną rękę, tak jak wiele osób przede mną. Colen
przygarnia wszystkich będących w kiepskiej sytuacji przez Podziemnych tj.
wszystkie nadnaturalne istoty. Chroni wszystkich, którzy go o to poproszą i
jesteśmy nietykalni póki jesteśmy pod jego opieką. Właśnie po to stworzył
Praesidium.
-Według nowych papierów nazywasz się Kelsey Fell, masz dziewiętnaście lat
i pochodzisz z USA - stwierdził bezbarwnym głosem zerkając w teczkę przed
sobą.
-Dzięki, Colen - powiedziałam uśmiechając się słabo.
-Nie masz za co mi dziękować - burknął szorstko - to nie ja zajmuję się
papierami. Jeśli chcesz za nie komuś dziękować to idź do Iretha. Mi
podziękujesz jak przeżyjesz.
-Hmmm... ok - mruknęłam i wzięłam od niego teczkę.
-Będziesz na kolacji? - spytał, gdy wstawałam z fotela.
-Zawsze jestem.
-Oczywiście. Ty wszędzie musisz mieć wzorową frekwencję, co? - zaśmiałam
się i wyszłam z biura.
Nie mogę połapać się w tych nastrojach Colena. Posępny, ponury, wesoły,
zabawny, smutny.... zawsze inny.
Gdy wchodziłam do swojego pokoju na korytarzu pojawiła się Veronica z
dwiema obcymi dziewczynami. Wyższa była wyprostowana jak struna, kasztanowe
loki opadały jej kaskadami do połowy pleców, a z zielonych oczu biła wrogość.
Niższa była jej milszą wersją z jaśniejszą cerą i niebieskimi oczyma.
Prowadzone przez Veronicę kierowały się prosto w moją stronę.
Prawdopodobnie gapienie się na nie było niegrzeczne i powinnam wejść do
swojego pokoju. Aczkolwiek ostatnimi czasy moje dobre maniery szwankują, więc
stałam i z nieskrywaną ciekawością wgapiałam w nie spojrzenie przez ich całą
wędrówkę.
-Cieszę się, że już załatwiłaś wszystko z Colenem - powiedziała Veronica,
zatrzymując się przede mną. - To są Kate i Lily Wood, twoje nowe
współlokatorki. Dziewczyny to jest Misa Hastings.
Oczy młodszej dziewczyny powiększyły się do rozmiaru piłeczki
pingopongowej.
-Widziałam cię na ogłoszeniu! - wypaliła.
-Co? To... - zaczęłam, ale niebieskooka kontynuowała:
-Tak! Przez kilka tygodni wszędzie wieszano plakaty z twoją twarzą.
Pisali, że zaginęłaś.
-Cóż, najwyraźniej już się odnalazła! - warknęła Veronica. - Zostawiam
was pod jej opieką - po tych słowach odwróciła się na pięcie i zniknęła.
-Jak ona to zrobiła? - wyszeptała młodsza, Lily. - Ona... zniknęła! Ty
też zniknęłaś w ten sposób?
-Nie - uśmiechnęłam się. - Wejdźcie.
Gdy otwierałam drzwi zauważyłam, że ubrania obu są poszarpane i nie mają
ze sobą żadnych bagaży.
-Pewnie chcecie się przebrać, co? - spytałam.
Obie pokiwały głowami.
-Naprzeciwko naszego pokoju jest łazienka. Pewnie po kolacji dostaniecie
ubrania, więc możecie przebrać się w coś mojego.
-Dzięki - mruknęła Kate, uważnie rozglądając się po pokoju.
Nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć. Ciekawiło mnie dlaczego tu
trafiły, ale nie chciałam być wścibska. W końcu same mi powiedzą, będą chciały
się komuś wygadać.
-Zostawię was - stwierdziłam po chwili niezręcznego patrzenia na ręce.
Żadna z dziewczyn nie oponowała.
Gdy ponownie znalazłam się na korytarzu nie wiedziałam gdzie się podziać.
Większość czasu spędzałam w swoim pokoju lub na treningach. Rzadko integrowałam
się z innymi. Wyjątek stanowił Robert - aktualnie mój najlepszy przyjaciel. To
właśnie jemu Victoria powiedziała: "Zaopiekuj się Misą!", a on to
zrobił. Odkąd jestem w Praesidium zawsze mogę do niego przyjść i pogadać.
Mieszka tu odkąd stał się wampirem, tj. od roku. Jak to się stało? Jego
najlepszy przyjaciel został przemieniony i w szale go zaatakował. Smutna
historia zważywszy na to, że tamten chłopak zginął następnego dnia w
promieniach słonecznych.
Pokój Roberta znajdował się dwie pary drzwi dalej. Zapukałam i weszłam. W
pomieszczeniu było ciemno. Rolety i ciężkie zasłony odcinały pokój od świata
zewnętrznego. Szybko odnalazłam chłopaka - spał szczelnie przykryty kołdrą.
Walnęłam się dłonią w czoło. A co innego mógłby robić? Jest wampirem. Co innego
mógłby robić w dzień?
Z westchnieniem opadłam na łóżko jego współlokatora. Do zmierzchu jeszcze
parę godzin - co mogę robić w tym czasie? Teoretycznie mogłabym go obudzić.
Światło słoneczne go nie zabije - jedynie zdezorientuje i trochę osłabi. A
skoro i tak już tu siedzę... pobudka zdecydowanie wyjdzie na dobre. Zarówno mi
jak i temu idiocie.
-Robert? - szepnęłam. - Wstawaj!
Najwyraźniej mój wspaniały przyjaciel ma twardy sen. Co mu pomoże?
Szklanka zimnej wody będzie w sam raz, prawda?
Złapałam kubek stojący na stoliku pomiędzy łóżkami i wyszłam z pokoju. W
damskiej łazience nadal urzędowały siostry Wood, więc postanowiłam skorzystać z
męskiej. Swoją drogą, męska łazienka to jedno z niewielu pomieszczeń, których
nie miałam do tej pory okazji odwiedzić. Jakoś się nie złożyło... całe główne
pomieszczenie było wyłożone białymi kafelkami. Po lewej stronie drzwi
znajdowało się kilka umywalek, po prawej prysznice rozdzielone płytą sklejkową.
Szybko skierowałam się do pierwszego zlewu i nalałam do czerwonego kubka
lodowatej wody.
Z szerokim uśmiechem wmaszerowałam do pokoju Roberta.
"No to teraz się zacznie..." - przemknęło mi przez głowę, gdy
gwałtownym ruchem odwróciłam kubek do góry nogami.
Chłopak wrzasnął gwałtownie otwierając oczy. Wziął głęboki wdech przez co
sporo wody dostało się do jego gardła. Jak widać nie było to najmądrzejsze posunięcie.
Zwłaszcza, że nie musi oddychać. Jak widać ludzkie odruchy pozostają nawet w
tym nieśmiertelnym życiu.
-Hastings! -parsknął ze złością.
-Co jest Halder? - spytałam z uśmiechem.
-Ja ci dam co jest! - warknął zrywając się z łóżka. - Ja ci... -
gwałtownie otrzepał się z wody. Rasowy golden retriver, nie ma co.
Staliśmy naprzeciwko siebie. On - rozgniewany, z wodą skapującą mu z
czarnych włosów i przybierającymi krwawy kolor oczami (dzieje się tak, gdy
odczuwa gwałtowne emocje). Ja - z niewinnym uśmieszkiem i założonymi rękami.
Coś czuję, że mój przyjaciel jest żądny zemsty.
-Wiesz co mi jest? - uśmiechnął się obnażając kły. - To mi jest!
Złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Swoim błyskawicznym
tempem przebiegł przez pokój, korytarz i łazienkę, po czym wrzucił mnie pod
prysznic i odkręcił kurek z lodowatą wodą. Oczywiście on uniknął
przemoczenia.
-Halder, skurwysynie! - wydarłam się na całe gardło.
Tak, jestem kolejną inteligentną osobą, która otwiera usta pod
strumieniem wody. A ja się dziwiłam Robertowi, idiocie z urodzenia.
-Oko za oko, Hastings - zaśmiał się zza kabiny.
Moja kochana mamo, która teraz zapewne jest już w niebie, zobacz co ja
zrobiłam ze swoim życiem. Wstaw się za mną u tego na górze, bez znaczenia czy
jest to jeden Bóg czy bogowie jak w mitologii. Mam to nie powiem gdzie, bo nie
wypada. Po prostu... jak ja mogłam się tak stoczyć, żeby jakiś Halder mnie w
kabinie prysznicowej zamykał?!
-Oko za oko?! - warknęłam wypluwając wodę.
Starając się nie poślizgnąć dźwignęłam się na chwiejnych nogach i
wymacałam kurek z wodą. Szybko go zakręciłam i na oślep otworzyłam kabinę.
Robert zacmokał.
-No wiesz? Strasznie zmokłaś.
-No co ty nie powiesz?! - zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem.
-Powiem, powiem. Ale wiesz co? W ramach akcji "dzień dobroci dla
zwierząt" pożyczę ci ciuchy - zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem.
-Po pierwsze: mój pokój jest kilka metrów stąd, po drugie: w życiu nie
założę niczego co należy do ciebie, po trzecie: i tak wiem, że po prostu chcesz
się pogapić na moje cycki! - warknęłam.
-Jestem nastolatkiem, moja droga. Nastolatki lubią gapić się na cycki
koleżanek, które... mają prześwitujące bluzki - dokończył z uśmiechem.
Szybko zerknęłam na swoją bluzkę. O fuck...
-Zboczeniec! - krzyknęłam, wyrywając mu ręcznik. Jak najszybciej
potrafiłam owinęłam się nim i wyszłam z dumnie podniesioną głową.
"Ja mu dam! Niech tylko pokaże się na kolacji! O taak, zemsta będzie
słodka..." - złorzecząc na Roberta weszła do pokoju gdzie zastałam siostry
Wood. Siedziały na jednym z łóżek i cicho rozmawiały, jednak gdy tylko weszłam,
umilkły.
-Co się stało? - spytała Lily.
Machnęłam lekceważąco ręką.
-Wkurzyłam śpiącego wampira. Dzień jak co dzień - stwierdziłam lekko i
wybrałam pierwsze lepsze ubrania z szafy. - Swoją drogą, która godzina? Zaraz
powinnyśmy się zbierać na kolację. Poznacie tam resztę - uśmiechnęłam się do
nich i czmychnęłam z pokoju.
Damska łazienka niezbyt różniła się od męskiej. Te same białe kafelki i
płyty ze sklejki. Znacznie różnił się zapach. U nas było o wiele
przyjemniej.
Szybko się wytarłam i przebrałam w suchy komplet ubrań, luźną szarą
bluzkę z przeoranym pazurami białym orłem i luźne, zgniłozielone spodnie, po
czym wróciłam do dziewczyn.
-Jako że do kolacji zostało nam jeszcze - zerknęłam na zegarek - sześć
minut możecie mi opowiedzieć swoją historią. Jak trafiłyście do Praesidium?
-Nie twój biznes! - warknęła starsza z sióstr, Kate.
-Kate! - upomniała ją Lily.
-Luz - wzruszyłam ramionami. - Nie chcesz, nie mów. Ale każdy będzie
pytał.
-Ty jakoś się nie chwalisz swoją historią! - naskoczyła na mnie starsza z
dziewczyn. - Więc niby czemu my miałybyśmy ci mówić?!
-Nie pytałaś, ale skoro chcesz wiedzieć. Nieśmiertelny psychopata na mnie
poluje. Ot, cała historia - mruknęłam.Nie jest to temat, o którym lubię mówić.
- To teraz wasza kolej.
-Oh... - Kate straciła rezon.
-Każdy ma tutaj jakieś straszne wspomnienia. Nikt nie siedzi w tym bagnie
sam, dlatego nie macie się czego bać.
-My... wracałyśmy do domu z imprezy. Jeden z chłopców zaproponował, że
nas odprowadzi - zaczęła Lily.
-A ja głupia się zgodziłam - wtrąciła Kate opadając na najbliższe łóżko.
- Jak ostatnia idiotka.
-Ledwo zdążyliśmy wyjść z dyskoteki, on... próbował... - głos Lily się
załamał.
-Byłam tak pijana, że zasypiałam na stojąco. Idiota myślał, że nie
zauważę, gdy zacznie się dobierać do mojej siostry - Kate zacisnęła zęby. A
myślałam, że to ja miałam kolorowe przeżycia.- Na jego nieszczęście tak nie
było. Zatłukłyśmy gnoja gołymi rękami.
-Bez urazy, ale w takim razie powinnyście zeznawać na komisariacie, a nie
chować się tutaj - zauważyłam.
-Sęk w tym, że następnej nocy przypadała pełnia księżyca - wytłumaczyła
Lily. Zatkało mnie.
-Jesteście wilkołakami? - spytałam, czując jak moje oczy zwiększają się
do rozmiaru piłeczki ping-pongowej.
-Dokładnie. Okazuje się, że nasi biologiczni rodzice byli pełnokrwistymi
wilkołakami i przekazali nam gen. A jako wychowanki sierocińca... - młodsza z
sióstr pokręciła głową, jakby starała się z niej wyrzucić nieprzyjemne
wspomnienia.
-Oszołomione po przemianie znalazła nas Veronica i zabrała tutaj. Koniec
historii - w tym momencie rozbrzmiał gong na kolację.
Wstałyśmy w ciszy i wyszłyśmy z pokoju.
Jak widać zmieniłam adres bloga :/ Zrobiłam to, ponieważ moja niesłychana inteligencja zablokowała sobie dostęp do konta bloogu. A że informatyk ze mnie żaden to nie zostawiłam sobie innego wyboru.
To tyle. No i jak zawsze skomentuj, jeśli przeczytałeś. Serio, to naprawdę nie jest duży wysiłek napisać dwa słowa, a bardzo motywuje :D
Jak widać zmieniłam adres bloga :/ Zrobiłam to, ponieważ moja niesłychana inteligencja zablokowała sobie dostęp do konta bloogu. A że informatyk ze mnie żaden to nie zostawiłam sobie innego wyboru.
To tyle. No i jak zawsze skomentuj, jeśli przeczytałeś. Serio, to naprawdę nie jest duży wysiłek napisać dwa słowa, a bardzo motywuje :D