Strony

sobota, 12 grudnia 2015

Na zawsze razem - Rozdział 3

Po zajęciach razem z Alex wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy w kierunku domu. Nie rozmawiałyśmy ze sobą. Z jakiegoś powodu czułam się nieswojo.. zupełnie jakbym znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie... chwilę za późno...
-Może pan przyspieszyć? - zwróciłam się do kierowcy.
Zdawało mi się, że cudza ręka skręca wszystkie moje wnętrzności w supeł.
-Co się dzieje? - spytała Alex. - Wyglądasz jakbyś miała zaraz eksplodować.
-I tak się czuję - jęknęłam. - Coś jest...
Zupełnie jak w filmie moja głowa odchyliła się do tyłu, a ciało upadło na bok, przez chwilę czułam klamkę wbijającą się w lewe ramię. Widziałam nachylającą się nade mną przestraszoną twarz Alex i słyszałam jej wołanie. Ale nie mogłam odpowiedzieć. Nie mogłam się ruszyć.

A potem pochłonęła mnie ciemność.
Otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku, przykryta ciężką kołdrą. Gdzie ja jestem? Z trudem uniosłam się do siadu i rozejrzałam się. Pokój w którym się znajdowałam był niemal klinicznie czysty. Żadnej, choćby najmniejszej oznaki jakiegokolwiek nieporządku. To… przytłaczające. Zupełnie jakby znajdywała się w jakiejś dobrze wyposażonej klinice. Do tego wszystko było białe. Nieprzyjemne miejsce.
Skąd się tu wzięłam? Ostatnie co pamiętam to, że wracałam z uczelni. Z kimś. Z kim? To była jakaś dziewczyna. Lubiłam ją… chyba. Tak mi się wydaje. Dlaczego nie mogę sobie jej przypomnieć?
-Wreszcie się obudziłaś – do pokoju wszedł uśmiechnięty mężczyzna, około czterdziestki. Był ubrany w elegancki garnitur. Sprawiał wrażenie miłego.
                Nie odpowiedziałam mu. Tak naprawdę nie było nawet na co odpowiadać. Stwierdził oczywisty fakt, miałam mu przytaknąć?
-Zaczynaliśmy się martwić. Przespałaś cały tydzień. Na obrażenia, których doznałaś to i tak krótko – najwidoczniej nie przejął się moim milczeniem.
Prowadzenie konwersacji samemu? Mnie to odpowiada.
-Powiem Ci w sekrecie, bo on pewnie się nie przyzna, chłopcy już tacy są, że Twój chłopak ani razu nie wyszedł ze szpitala. Tylko raz na jakiś czas po kawę. I wcale nie spał. Ani groźbami, ani prośbami nie można było go namówić na odpoczynek. Uparł się, że będzie tu, gdy się obudzisz- kontynuował.
                Chłopak? Jaki chłopak? Ja… mam chłopaka?
-Ale nie martw się! Choć wydaje się to niemożliwe wcale nie wygląda na zmęczonego – mężczyzna chyba próbował mnie pocieszyć. Tylko, że ja nie byłam smutna. Nie miałam pojęcia o kim mówi.
                Otworzyłam usta, by zapytać o nieznajomego. Ale nie wypowiedziałam ani słowa. Z jakiegoś powodu nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Mężczyzna zdawał się tego nie zauważać i krzątał się po pomieszczeniu. Sprawdzał jakieś zapisy i wskaźniki.
                W tym momencie do pokoju weszła kolejna osoba. Wysoki, umięśniony brunet. Mógł mieć co najwyżej trzydzieści lat. Nawet nie… dwadzieścia osiem. Z pewnością nie więcej niż dwadzieścia osiem.
-A oto i on! – ucieszył się, jak przypuszczam, lekarz. – Jak widzisz nasza pacjentka już się obudziła!
-Świetnie – mruknął chłopak w odpowiedzi. Jego głos był zimny, obojętny. Jakbym była jakąś… statystyką.
-Nie przejmuj się nim! – zawołał lekarz ze śmiechem. – Gdy byłaś nieprzytomna szalał z niepokoju. Teraz po prostu boi się to pokazać.
-Taa… - brunet spojrzał na lekarza z wyraźną niechęcią. – Panu już podziękujemy – po czym złapał go za rękaw i wyprowadził z pokoju.
-Ale jak to tak?! – oburzył się lekarz. – Tak nie wolno.
-Mhm. Papa – brunet pomachał mu przez szparę w drzwiach i zamknął je na klucz.
-Ładny numer nam wykręciłaś – chłopaka pokręcił głową. – Zniknęłaś na dwa lata! Dwa lata nie było cię w domu! Jak ty mi się z tego wytłumaczysz moja panno?!
Znów próbowałam coś powiedzieć. Nieudolnie.
-No jasne, nawet nie raczy się odezwać! – był zły. Ale powinien wiedzieć. Skoro jest moim chłopakiem to powinien wiedzieć…
-Gdybyś raczył się zainteresować swoją córką częściej niż raz na milenium, wiedziałbyś, że przez większość czasu jest niemową – nagle na środku pokoju zmaterializował się wysoki, smukły mężczyzna o czarnych włosach. Miał trupiobladą twarz, jakby nigdy nie oglądał słońca i niespotykane, jadeitowe oczy, które, z jakiegoś powodu, przywodziły mi na myśl wieczność.
-Interesuję się nią! Po prostu jestem zajęty! W przeciwieństwie do ciebie, mam obowiązki! – wybuchnął brunet.
Zaraz, lekarz mówił, że to mój chłopak. Ten tutaj twierdzi, że to mój ojciec. Może mi ktoś wytłumaczyć co się dzieje?!
-Jasne, wybuchaj swoim boskim gniewem. Zapomniałem, że mnie to obchodzi – stwierdził zimno czarnowłosy. – A Lenobia wcale nie załamie w panice tożsamości i nie wyląduje na drugim końcu świata, jako zupełnie obca osoba.
                Lenobia? O mnie chodzi? Mam na imię Lenobia? I jakie załamanie tożsamości?
-O czym ty gadasz, do diaska?!
-Wiedziałbyś, gdybyś się nią interesował, braciszku – czarnowłosy posłał brunetowi szyderczy uśmiech.
-Czyli, że z ciebie taki troskliwy wujaszek, ta?
-Ta? Rozumiem bracie, że wiejski akcent ma dla ciebie jakiś urok, nie mniej… nie ubliżaj swojej, wątłej już, inteligencji.
-Jak śmiesz odzywać się do mnie w ten sposób?!
-Wielki bóg się zezłościł!- zaśmiał się czarnowłosy. – No tak, bo Wielki…
                Reszty zdania nie usłyszałam. Nie potrafiłam zapanować nad tym co się dzieje. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Wobec tego zachowałam się jak każdy inny człowiek na moim miejscu – uciekłam. Nie wiem jak to zrobiłam. Zamknęłam oczy, jakimś cudem krzyknęłam: „Przestańcie!”, a potem nie było już nic. Zupełnie jakbym unosiłam się w pustce. Przed oczami przelatywały mi setki twarzy, imion, historii. I nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że te wszystkie osoby, które widzę… to ja.

-Proszę pani? Nic pani nie jest? – ktoś mną potrząsnął. – Proszę pani?
-Może zadzwonię po pogotowie? – odezwał się ktoś inny.
Otworzyłam oczy.
Leżałam na chodniku, a przy mnie stały trzy osoby. Dwie kobiety i mężczyzna.
„No zajebiście, teraz znowu muszę jej szukać!” – niezadowolony męski głos dobiegający z tyłu głowy momentalnie mnie otrzeźwił.
Jak ja się tu znalazłam?
-Czy dobrze się pani czuje? – mężczyzna złapał mnie za ramiona i pomógł wstać.
-T-tak –mruknęłam.
-To świetnie. Pojawiła się pani znikąd – powiedziała szybko jedna z kobiet i przepchnęła się przed mężczyznę.
-Ehh.. tłumaczę Ci przecież, że musiałyśmy jej nie zauważyć!  - wtrąciła druga. – To niemożliwe, żeby pani tak po prostu… bo pani nie tak po prostu tak? – trzy pary oczu skierowały się w moją stronę.
-Eee… co? – bąknęłam zdezorientowana i zrobiłam kilka chwiejnych kroków.
Muszę wrócić do… siebie? Domu? Cholera jasna…
-Dajcie już pani spokój – uciął dyskusję mężczyzna. – Nazywam się Julien Maroce, a to moje siostry, Veronice i Janette, a pani?
-Ja… -spojrzałam na niepewnie jego piwne oczy. Wydawał się być taki… spokojny i pełny zaufania. Można w ogóle na takiego wyglądać? – Jestem Lenobia. Tylko Lenobia.
-Miło mi cię poznać tylko Lenobio – uśmiechnął się.

Taa… to gdzie w końcu powinnam wracać?


Niespodziewany zwrot akcji :D lubię niepewności bohaterów co do ich tożsamości :D
Trzymajcie się ^^
Nataria

2 komentarze:

  1. Ale supeeer. Już mogę stwierdzić, że fabuła będzie zajeista. Za nią mogę wybaczyć ten okrutnie długi okres nieobecności^^
    Pozdrawiam i ślę molto weny >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Również pozdrawiam ^^ i weny! (ona jest pootrzebna każdemu :D )

      Usuń