Strony

wtorek, 22 grudnia 2015

"Śmierć za życia" - Rozdział 5

Spotkanie ustalono na za dwa tygodnie. Do tego czasu musimy jakoś ze sobą żyć. Ja nie mam z tym problemów. Gorzej Lysander... on sobie kompletnie z tym nie radzi. Unika mnie jak ognia. No chyba, że na horyzoncie pojawia się Kastiel. Wtedy wytrwale mnie ignoruje, ale z bliższej odległości. Żebym pamiętała, że nie mogę tknąć chłopaka, bo jest jego... szkoda tylko, że się spóźnił. Kastiel ma mój znak i Lysander jest bezsilny. Umowa zawarta i nikt nie ma prawa jej zerwać. Bo jeśli ktoś spróbuje moim świętym prawem jest poruszenie nieba, piekła i ziemi by go ukarać. I żadne "chłopak należy do mnie" tu się nie liczy.
W ramach tej umowy Kastiel musi pocałować Amber co rozwiąże część moich problemów. Bo przecież "przyjaciółki" pomagają sobie. We wszystkim, niezależnie od okoliczności, prawda? Nawet kiedy mowa o śmiertelnie niebezpiecznych okolicznościach... 

-Jutro niezapowiedziana kartkówka - powiedział nauczyciel fizyki. Kilka osób parsknęło śmiechem, ale on tylko się uśmiechnął. - więc bądźcie przygotowani! 
Dryyyyyń!
Wszyscy pędem wybiegli z klasy. Zostali tylko ostatni maruderzy (czyt. Kastiel i ja)
-Szybciej! Mam dyżur! - wołał nauczyciel poganiając nas. Ledwo wyszliśmy z klasy, a drzwi się zatrzasnęły.
-Staruszek jest przewrażliwiony - powiedział Kastiel z drwiącym uśmieszkiem.
-Może i tak - wzruszyłam ramionami. - Ale mamy teraz ciekawszą sprawę do załatwienia.
-Tak? Niby jaką? - wymigiwał się.
Czy on myśli, że jestem głupia? Oboje dobrze wiemy, że on i pewna "urocza" dama mają pewien pocałunek do nadrobienia.
-Dobrze wiesz! - powiedziałam oskarżycielskim tonem i zaczęłam się rozglądać. 
Amber, Li i Charlotte stały przy szafce blondynki i zawzięcie o czymś dyskutowłay.
-Chodźmy, Romeo! - powiedziałam ze śmiechem - Twa Julia czeka! - pociągnęłam go w kierunku dziewczyn. -Nazwanie Amber Julią to niedopowiedzenie stulecia - mruknął Kastiel.
-Heej - przywitałam się śpiewnie. Jak ja tego nie cierpię. - Li, Lottie mam do was sprawę... 
-O co chodzi? - spytała Charlotte. Ta dziewczyna ma naprawdę kiepską pamięć....
-Dowiesz się. Chodźcie! - złapałam dziewczyny za ramiona i pociągnęłam w stronę drzwi głównych. 
Kiedy znalazłyśmy się w bezpiecznej odległość (czyt. po za szkołą, zamaskowane tak by nikt nas nie zauważył) od Kastiela i Amber zaczęłam się śmiać. Kiedy zostawiałyśmy tę dwójkę sam na sam chłopak miał nietęgą minę.
-Powiesz wreszcie o co chodzi czy nie?! - niecierpliwiła się Lottie.
-Obiecałam Amber jej wielki moment z Kastielem. A więc tututut! - przyłożyłam dłonie do ust niczym wyimaginowaną trąbkę - Księżniczka Amber i jej książę, wybranek kochającego serca, rozgrzanego do głębi miłością, Kastiel za chwilę na naszych oczach.... będą mieli "big love"! - śmiałam się w najlepsze. Miny dziewczyn były bezcenne.
-Kpisz sobie? 
-Oczywiście - pokiwałam głową. - Kastiel w rzeczywistości odwraca uwagę Amber, żebym ja mogła was bez przeszkód zamordować w tej jakże mało romantycznej scenerii!
-Ok. Zrozumiałam - powiedziała niezadowolona Charlotte - Nie musisz dawać nam tego tak dosadnie do zrozumienia.
Ona zna takie słowo jak dosadnie? Jestem w szoku!
-Nie nam tylko tobie - odezwała się Li. Ona mówi? - Ja nie komentuję. 
-Oczywiście - parsknęła Charlotte niezbyt przekonana.
-Cicho! Idą - syknęłam do dziewczyn.
I rzeczywiście. Po chwili ze szkoły wyszli Kastiel i Amber. Wniebowzięta dziewczyna paplała co jej ślina na język przyniesie, a chłopak szedł obok wściekły (pewnie na mnie) i zrozpaczony (musi słuchać Amber. Biedaczysko). 
Kiedy doszli do bramy chłopak się zatrzymał.
-Wiesz Amber - zaczął rozglądając się szybko na boki - ja muszę się zbierać, ale... - urwał. Chyba nie wiedział co jeszcze może powiedzieć. Wziął głęboki oddech i jeszcze raz upewnił się czy nie ma nikogo w pobliżu, potem szybko zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny. Szybki pocałunek w usta i zszokowana Amber mogła jedynie wpatrywać się w szybko oddalającą się sylwetkę chłopaka. 
Szybko wyskoczyłam z bezpiecznej kryjówki i podeszłam do dziewczyny. Pozostałe dziewczyny poszły moim śladem.
-I jak? - zwróciłam się do Amber. - Jestem twoją cudotwórczynią?
-Jak... jak go namówiłaś? - spytała cicho, dotykając ust.
-To już moja słodka tajemnica - uśmiechnęłam się delikatnie.
Amber rzuciła mi się na szyję.
-Chrzanić umowę! Za coś takiego jesteś moją BFF forever! - powiedziała szczęśliwa dziewczyna. - Nie wierzę, że ci się udało. No bo wiesz... - dziewczyna paplała przez całą drogę do domu. Uszy mi puchły odsłuchania jej. Za to pozostałe dwie dziewczyny miały się dobrze. Li szła sobie wesoło podskakując pogrążona we własnym świecie, a Charlotte z obojętną miną żuła gumę i słuchała muzyki. Amber jest ślepa czy jak?
-Mam rację dziewczyny? - spytała siostra Nataniela, szukając potwierdzenia swoich słów.
-Tak - obie pokiwały głowami.
-Widzisz? A więc wracając do... - ciągnęła swój wywód. 
Muszę przyznać, że Li i Charlotte niekoniecznie są aż takimi idiotkami, ale Amber? 
"Minus pięć punktów, złotko" - zwróciłam się do niej w myślach. 

Weszłam do chłodnego domu z prawdziwą ulgą. Cisza. Niczym niezmącona cisza. Jak ja to kocham. Żadnych niepotrzebnych słów. 
Szybko weszłam do pokoju i rzuciłam torbę w kąt i obrzuciłam krytycznym spojrzeniem swoje odbicie. Delikatny makijaż, zielone włosy w artystycznym nieładzie, ciemne spodnie na szelki, szara koszula i buty na malutkim obcasie. A gdzie ja? Szybko pozbyłam się makijażu i ubrań, zostając w samej bieliźnie. Poprzednie ciuchy rzuciłam przed do holu, a sama ruszyłam w drugi koniec pokoju. Otworzyłam szafę pełną ubrań i wybrałam z niej odpowiednie ubrania. Następnie skierował się w stronę łazienki i zmyłam zieloną farbę z włosów, pozostawiając je w naturalnym rudym kolorze. Malowałam je szamponetką dość dawno, więc nie miałam większych problemów ze zmyciem sztucznego koloru. 
Kiedy wycierałam włosy usłyszałam pukanie.
-Panienko Caroline! Obiad! - zawołała pokojówka i wyszła.
Szybko rzuciłam ręcznik w kąt, włożyłam do kieszeni i zeszłam na dół.Przy stole słało pięć krzeseł. Z czego trzy były zajęte.
-Care! Moja princessa! - zawołał ciemnowłosy chłopak i wstał.
-Jamie!
-Co u ciebie, sis? - spytał odsuwając mi krzesło.
-Nic nowego - powiedziałam, wzruszając ramionami. - A u ciebie?
-Nauka. Nic po za tym - w jego głosie zabrzmiała gorycz.
-Dobrze, koniec tych rozmów - tata szybko uciął temat.- Siadaj James.
Jamie posłusznie usiadł. Jedliśmy w ciszy. Dopiero kiedy na stole pojawił się deser mama się odezwała:
-A więc James, jak sobie radzisz w Yale? 
-Dobrze - odpowiedział lakonicznie.
-Istotnie - tata go poparł. - Rozmawiałem w ostatnim tygodniu z nauczycielami w Yale. Są zadowoleni z James'a. Osiąga rewelacyjne wyniki. Będziesz świetnym następcą dla mnie, synu.
-Cieszę się, ojcze - Jamie wyraźnie ucieszył się z pochwały ojca. 
-Tak. Za niecały rok rozpoczniesz swoją pracę w rodzinnej działalności. Jestem z ciebie taka dumna, synku - mama promieniała ze szczęścia.
-Jest coś co musimy omówić po obiedzie, James - zaczął ojciec i popatrzył na mnie znacząco.
-W zasadzie i tak mam coś ważnego do załatwienia. Pójdę już - zerknęłam na nietknięty obiad i szybko wyszłam z jadalni. Zła na swoją rodzinę usiadłam na łóżku. To takie niesprawiedliwe. Minęło tyle czasu, a... oni... nic się nie zmienili!

Retrospekcja
 -Wiesz, oni nigdy nas nie zauważą. Mają Jamiego i to im wystarcza. Jedynie najstarsze dziecko jest im potrzebne. Natomiast my... jesteśmy zbędni - powiedział chłopak przytulając do siebie dziewczynę.
-To takie niesprawiedliwe! Tak się starałam! A oni nawet na mnie nie spojrzeli! Kazali mi znaleźć sobie jakieś zajęcie i nie przeszkadzać! Ja zawsze im przeszkadzam! - mówiła dziewczyna szlochając. - Czemu oni nas nie kochają?! Co my im takiego zrobiliśmy?!
-Nie wiem, Care. Naprawdę nie wiem - westchnął chłopak i wytarł twarz dziewczyny.
-Tylko ciebie mam. I nikogo więcej - zaszlochała znowu.
-To wcale nie tak mało - chłopak złapał dziewczynę za podbródek i zmusił by spojrzała na niego. - Ten cały świat, mama, tata, Jamie i cała reszta... to idioci. Nie wiedzą nic. Chciałabyś mieć coś wspólnego z idiotami?
-Nie - dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła.
-Nie smuć się przez nich. Jesteś śliczna z uśmiechem, a nie ze łzami.
-Wyglądam z nim tak samo jak ty - dziewczyna otarła łzy.
-No co? Siebie też chcę dowartościować od czasu do czasu! - teraz obydwoje mieli na twarzach wesołe uśmiechy.
-Jesteś najlepszym bratem na świecie, Ian! Najlepszym! - dziewczyna wtuliła się w chłopaka - Nie potrzebuję nikogo oprócz ciebie!



-Nie potrzebuję nikogo oprócz ciebie, bracie - powiedziałam cicho - Nikogo z wyjątkiem ciebie mi nie brak. 
Wspomnienie o bracie wywołało potok łez. Jak ja zanim tęskniłam. Uciekałam od myślenia o nim, ale on i tak się wciąż pojawiał w najmniej oczekiwanych momentach. Mój kochany brat....
Nagle mój telefon zadygotał. Czego ten świat ode mnie chce? Zerknęłam na wyświetlacz:

AMBER: HEY! CO RB? :)

Jak ona może tak marnować czas? Sms-uje ze mną, która jest obca zamiast spędzać czas z osobą, która kocha ją najbardziej na świecie. Z bratem! Żywym bratem! A praktycznie nie spędza z nim czasu. Potrafi tylko na niego narzekać ("ACH, Nataniel znowu nie zrobił tego!" "Nie pomógł i w tym!"). Nie cieszy się, że go ma! 
"Należy się jej kara! I ty dobrze o tym wiesz" - powiedział wewnętrzny głos.
Czy ja wiem? Może nie kara, ale nauczka... z pewnością.
Szybko jej odpisałam:
JA: NIC, A CO? ^^
AMBER: WYBIERAMY SIĘ NA ZAKUPY, A POTEM NOCKA U MNIE. WBIJASZ? :)
JA: JASNE ^^
AMBER: SPOCZKO. ZA 1h BD U CB! :) 

Nie potrafisz docenić brata Amber? Teraz docenisz go aż nad to...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz